Od 2011 roku w dwóch województwach (na Dolnym Śląsku i Pomorzu - przyp. red.) ruszy pilotażowy program, który wprowadza konkurujących wobec NFZ ubezpieczycieli zdrowotnych. Ma to być eksperyment, który w przyszłości może się stać ogólnie obowiązującym rozwiązaniem. Zgodnie z projektem, osoba wykupująca polisę nadal musiałaby płacić składkę do NFZ. Rodzina mogłaby korzystać z polisy rodzinnej, a pracownicy z polisy zbiorowej, kupionej przez zakład pracy. Według szacunków resortu zdrowia, Polacy na dodatkowe polisy mogliby wydać nawet 30 mld zł, a uczyniło by to 15-20 proc. obywateli. Obecnie, poza składką do NFZ, z własnej kieszeni wydajemy na leczenie 35-40 mld zł. Ubezpieczenia komercyjne spowodują przesunięcie pieniędzy z szarej strefy, a przy okazji szpitale dostaną zastrzyk gotówki. Szacunki mówią, że łapówki wręczane służbie zdrowia wynoszą nawet 10-12 mld zł rocznie. Kolejki w polskich szpitalach są spowodowane brakiem środków a nie złym wykorzystaniem ich możliwości. Przy optymalnej pracy placówek zdrowotnych, pieniędzy mogłoby zabraknąć już nawet w połowie roku. Nie ma natomiast obawy, że z powodu dodatkowych ubezpieczeń, pogorszy się sytuacja osób korzystających jedynie z świadczeń w ramach NFZ, ponieważ w Polsce brakuje aż tylu chętnych do płacenia dodatkowych składek. Dla przykładu koszt porodu w dobrym, prywatnym szpitalu wynosi 12 tys. zł. Sam pobyt wraz z wyżywieniem kosztuje minimum 750 zł. dziennie. Ministerstwo Zdrowia chce, by publiczne szpitale mogły również pobierać od pacjentów pieniądze za leczenie. Ale zamiast jednorazowych opłat, byłby to comiesięczny abonament - kończy "Metro".