Dokładnie 30 lat temu na peron Dworca Centralnego wjechał pociąg przyjaźni "Polonez". Przywiózł towarzyszy Leonida Breżniewa i Edwarda Gierka, którzy chwilę później przecięli wstęgę i dostali piękne bukiety biało-czerwonych goździków. Bukiet wręczała pani Jolanta; dziś pracownica informacji międzynarodowej. Dworzec był wówczas dla warszawiaków, i nie tylko, uosobieniem nowoczesności - wspomina. Rozsuwane drzwi na fotokomórkę budziły ogólne zainteresowanie. Na początku nie wszyscy wiedzieli, jak to działa; wpadali na szyby - opowiada z uśmiechem. Dworzec to była wówczas atrakcja turystyczna - dodaje. Wycieczki tu przyjeżdżały, aby podziwiać pierwszy w kraju monitoring wideo czy ruchome schody. Od tego czasu niestety wiele się zmieniło. Dworzec nie budzi już takiego entuzjazmu. Jest brzydki, cuchnący. To noclegownia dla bezdomnych. Choć jest ładniejszy od dworca w Poznaniu - mówili reporterowi RMF pasażerowie odjeżdżający z dworca. Posłuchaj: