Ciało 12-letniej Doroty znaleźli w środę po południu funkcjonariusze, którzy przyjechali do jej rodziny, by sprawdzić, czemu nie chodzi ona do szkoły. Do sądu wpłynęło bowiem pismo ze szkoły w tej sprawie. Z dokumentów wynika, że dziewczynka nie uczęszczała do szkoły co najmniej trzy lata. Sąd powiadomił o tym prokuraturę, a ta zleciła sprawę policji. Zakopali ciało dziecka w ogródku 44-letnia matka dziewczynki, jej 49-letni konkubent i dwaj bracia dziewczynki (w wieku 22-24 lat) nie potrafili wytłumaczyć policjantom, gdzie jest 12-latka. Funkcjonariusze przeszukali więc posesję; wtedy matka dziewczynki przyznała, że dziecko nie żyje, a jego ciało zakopano w przydomowym ogródku. Policjanci odnaleźli w ziemi zwłoki 12-latki. Dotychczas nie udało się ustalić przyczyny jej zgonu. Do wyjaśnienia zatrzymano cztery osoby. Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP w źródłach policyjnych, nikt z tej czwórki nie przyznał się do zabicia dziecka. Ponadto na posesji funkcjonariusze znaleźli niewielką ilość amfetaminy i marihuany, wagę elektroniczną, torebki z zapięciem strunowym oraz 13 sztuk amunicji gazowej. Rodzice twierdzili, że 12-latka jest chora Reporter RMF FM próbował ustalić, dlaczego szkoła tak późno zawiadomiła policję o tym, że dziewczynka nie przychodzi na lekcje. Dowiedział się, że dyrekcja szkoły już w lipcu 2006 roku wysłała do rodziców zapytanie o nieobecność dziewczynki. Nie otrzymała odpowiedzi, więc drugi list wysłano we wrześniu. Rodzice tłumaczyli, że chore dziecko jest na leczeniu poza Warszawą. W lutym 2007 roku szkoła poinformowała o sprawie policję (według wcześniejszych informacji, które ostatecznie się nie potwierdziły, miało to miejsce w 2009 roku). Wtedy dom rodziców 12-latki odwiedził dzielnicowy. - W trakcie rozmowy kobieta oświadczyła, że dziewczynka jest bardzo ciężko chora, że jest z nią utrudniony kontakt. Policjant sporządził z tego notatkę, zostało też wysłane pismo informujące dyrekcję szkoły o tym, co uczyniliśmy - tłumaczy Maciej Karczyński, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Według niego, wtedy dziecko najprawdopodobniej jeszcze żyło. Dziewczynka się zakrztusiła? Historia powtórzyła się po roku. Dzielnicowy odwiedził rodziców, usłyszał, że dziecko choruje i napisał notatkę, która trafiła do szkoły. Dwa i pół roku później placówka zawiadomiła o sprawie sąd i dopiero ta interwencja skończyła się nakazem i przeszukaniem posesji, w trakcie którego znaleziono grób dziewczynki. Rodziną nie opiekowała się pomoc społeczna, bo nie było takiej potrzeby. Rodzice nie pobierali też zasiłku na chore dziecko. Reporter RMF FM ustalił, że prawdopodobną przyczyną śmierci dziewczynki było zakrztuszenie. Rodzice nie potrafią jednak wytłumaczyć, dlaczego nie zgłosili tego wypadku, tylko pochowali dziecko w ogrodzie.