Przeciwko obecności Chin w Tybecie, krwawemu tłumieniu manifestacji mnichów w Lhasie i olimpiadzie w Pekinie ponad półtorej godziny demonstrowało w niedzielę przed ambasadą Chin w Warszawie ponad 200 osób. Wśród demonstrantów dało się zauważyć wicemarszałka Senatu Zbigniewa Romaszewskiego (PiS), posła PO Andrzeja Halickiego, szefa komisji spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego Janusza Onyszkiewicza, prof. Pawła Śpiewaka, czy dziennikarza Wojciech Giełżyńskiego, który na własne oczy widział strzelanie do demonstrantów na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie 4 czerwca 1989 r. Manifestujący powiewali tybetańskimi flagami, w ubiorze niektórych były pomarańczowe akcenty - to kolor tybetańskich mnichów. "Chiny precz z Tybetu", "Olimpiada - nie w Pekinie", "Wolny Tybet, wolne Chiny" - krzyczeli. - Gdyby 4 czerwca 1989 roku czołgi nie rozjechały demokratycznej demonstracji na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie, sytuacja w Tybecie byłaby dziś inna - powiedział Onyszkiewicz. Uznał on, że dzisiejsze wydarzenia w Tybecie pokazują, iż demokracje światowe są bardzo słabe, skoro nie mogą się temu skutecznie sprzeciwić, bo przedkładają interesy ekonomiczne nad kwestie o charakterze moralnym. Andrzej Halicki przypomniał, że w przyszłym roku minie 50 lat odkąd Chiny zbrojnie wkroczyły do Tybetu i okupują go do dziś. "Mam nadzieję, że tej 50. rocznicy nie będzie" - powiedział Halicki. Nagradzany oklaskami wzywał on do bojkotowania chińskich produktów, do wytwarzania których zatrudnia się dzieci. "To jedyna metoda, by Chiny dowiedziały się o naszym proteście" - mówił. Miał on wątpliwości co do bojkotu olimpiady w Pekinie, bo - jak dodał - być może nasi sportowcy będą się upominać o prawa człowieka w Chinach. "Ale skoro olimpiada już jest, to protestujmy przeciwko temu, że nie powinno jej tam być" - przekonywał poseł PO. Demonstrujący odczytali apel do najwyższych polskich władz, w którym domagają się od nich zajęcia stanowiska i potępienia działań władz chińskich, które w ostatnich dniach stłumiły demonstracje mnichów w dawnej stolicy Tybetu Lhasie, czego wynikiem jest ponad 80 ofiar śmiertelnych, setki rannych i aresztowanych. Autorzy apelu chcą też wezwania przez polski rząd władz Chin do zwolnienia z aresztu wszystkich pokojowo protestujących, wyjaśnienia wszystkich przypadków śmierci Tybetańczyków i podania liczby zabitych, poparcia rządu Tybetu na wychodźstwie i Dalajlamy oraz wysłania międzynarodowej misji obserwacyjnej do Tybetu, wezwania Chin do rozmów z Dalajlamą i wreszcie do nieuczestniczenia polskich władz w igrzyskach olimpijskich w Pekinie, które rozpoczną się w sierpniu. Organizatorzy manifestacji przypominają, że sytuację w Tybecie w ostatnich dniach w specjalnych oświadczeniach potępiły największe organizacje praw człowieka: Human Rights Watch i Amnesty International oraz Nancy Pelosi - przewodnicząca Kongresu Stanów Zjednoczonych. Stanowisko w tej sprawie zajęli też: Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka, rządy sprawującej prezydencję UE Słowenii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Francji, Niemiec, Szwajcarii, Indii, Tajwanu, Australii, USA, Kanady i Japonii. Niedzielna manifestacja miała spokojny przebieg. Policja zabezpieczająca teren ambasady nie interweniowała, choć - jak poinformowali funkcjonariusze - zgromadzenie nie zostało formalnie zarejestrowane. Organizatorzy protestu, który przyznali, że tak właśnie jest, podkreślali, iż sytuacja w Tybecie ma dynamiczny charakter i w piątek po południu zawiadomili odpowiednie władze miejskie, że zamierzają się zgromadzić przed ambasadą. Na dopełnienie pozostałych formalności zabrakło czasu. Sprawa ma się skończyć mandatem za wykroczenie dla głównego organizatora z fundacji Inna Przestrzeń.