Chciał zamordować partnerkę na oczach córek. Mężczyzna usłyszał wyrok
Adam M. spędzi 15 lat w więzieniu za znęcanie się nad partnerką i próbę zamordowania jej na oczach córek. W poniedziałek Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał w tej sprawie prawomocny wyrok, odrzucając wnioski obrońcy oskarżonego i pełnomocnika pokrzywdzonej.
Adam M. został skazany w lipcu na 15 lat więzienia przez sędziego Marka Dobrasiewicza z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Wyrok był tożsamy z żądaniem prokuratora, dlatego oskarżyciel publiczny apelacji nie składał. Od wyroku sądu I instancji odwołali się natomiast obrońca oskarżonego i pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej - pokrzywdzonej Kingi W.
Według obrońcy sąd, wydając wyrok, nie wziął pod uwagę, że Adam M. działał w stanie silnego wzburzenia, a to powinno wpłynąć na złagodzenie kary. Oskarżonego uznano także za winnego działania w "zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia", co według obrony jest ustaleniem błędnym. Mecenas Łukasz Bąk mówił w poniedziałek w SA, że przebieg zdarzenia i zamiar sprawcy ustalono m.in. na podstawie zeznań córek pokrzywdzonej i oskarżonego. Dziewczynki twierdziły, że ojciec zaatakował matkę "nożem z domu dziadka". Tymczasem Adam M. zapewniał, że nie zabrał noża z domu, tylko znalazł go po drodze - miało to świadczyć o tym, że nie planował zabójstwa. Wersja przedstawiona przez dziewczynki miała zaś być mało wiarygodna ze względu na ich młody wiek.
Z kolei pełnomocniczka Kingi W. mec. Anna Bergiel stwierdziła, że Sąd Okręgowy Warszawa-Praga rzetelnie ustalił stan faktyczny, ale uznała, że 15 lat wymierzone M. to "rażąca niewspółmierność kary do zarzucanych mu czynów". Odrzuciła wersję obrony dotyczącą noża. "Noże raczej nie znajdują się na podwórkach potencjalnej ofiary" - powiedziała. Przypomniała także, że prawdomówność córek pokrzywdzonej potwierdziła opinia biegłego, który ocenił, że nie mają tendencji do konfabulacji, a ich reakcja w chwili zagrożenia była bardzo dojrzała. "Zatamowały krwawienie, pobiegły po sąsiadkę. (...) Gdyby nie to, Kingi W. dziś by z nimi nie było" - wyliczała adwokat.
Bergiel powiedziała, że w sprawie M. "nie ma ani jednej okoliczności łagodzącej", bo oskarżony zaatakował Kingę W. w celu pozbawienia jej życia i "był przekonany, że osiągnął zamierzony cel". Adwokat apelowała do SA o wymierzenie Adamowi M. surowszej kary, bo pokrzywdzone "boją się, co będzie, jak oskarżony opuści zakład karny" po odbyciu wyroku albo skorzysta z przedterminowego zwolnienia. Przed sądem okręgowym Kinga W. żądała dla byłego partnera 25 lat więzienia.
Sędzia Marek Motuk i sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak z Sądu Apelacyjnego w Warszawie oraz delegowana do SA z Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Izabela Szumniak po kilkugodzinnej naradzie podjęli w poniedziałek decyzję o utrzymaniu w mocy wyroku z 9 lipca. Adam M. spędzi w więzieniu 15 lat. Ma także zapłacić pokrzywdzonej 150 tys. zł zadośćuczynienia i pokryć poniesione przez nią koszty zatrudnienia pełnomocnika - 4420 zł.
Proces przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga toczył się przez kilka miesięcy. Kinga W. zeznała, że była gnębiona przez Adama M. przez około 17 lat. "Ciągle mnie podejrzewał o zdrady, obsesyjnie kontrolował każdy ruch" - mówiła. Opisała, że zazdrosny partner nachodził ją w pracy i uderzył, gdy założyła hasło w telefonie. W listopadzie 2016 r. kobieta wraz z dwiema małymi córkami wyprowadziła się z domu. Złożyła na policji zawiadomienie o znęcaniu się przez partnera. Zamieszkała u znajomej.
Tydzień po wyprowadzce Adam M. ją odnalazł. W sądzie mówił, że zaglądając przez okno, widział byłą partnerkę śpiącą z kimś w łóżku. "Obok niej leżał ktoś przytulony, byłem pewien, że to jej kolega, o którego były awantury" - wyjaśniał. Na pobliskiej budowie znalazł łom i wybił nim okno w pokoju, w którym spała pokrzywdzona. Twierdził, że dalsze wydarzenia słabo pamięta.
"Zadawał mi nożem ciosy na oślep po szyi, rękach, klatce piersiowej. Dziewczynki próbowały go ze mnie zepchnąć" - opisywała ofiara. Życie zawdzięcza córkom, które zatamowały krwawienie i wezwały pogotowie.
Adam M. uciekł. Policja zatrzymała go kilka dni później. Przed sądem zapewniał, że kocha byłą partnerkę. "W życiu nie chciałem jej zrobić krzywdy. Bardzo żałuję" - zapewniał, choć już w 2007 r. był karany za znęcanie się nad nią.