- PW-Sat ma wielkość kostki Rubika i waży niespełna kilogram. Jego głównym zadaniem będzie przetestowanie systemu deorbitacji, czyli skrócenia życia satelity poprzez spalenie go w atmosferze. To rozwiązanie w przyszłości może służyć do niszczenia kosmicznych odpadków - wyjaśnia Maciej Urbanowicz, student Mechaniki i Budowy Maszyn na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa PW, koordynator projektu. Wyruszy w misję kosmiczną jesienią W projekcie budowy PW-Sat-a uczestniczą członkowie dwóch kół naukowych działających na Politechnice Warszawskiej: Studenckiego Koła Astronautycznego (SKA) oraz Studenckiego Koła Inżynierii Kosmicznej (SKIK), we współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN. W misję kosmiczną PW-Sat ma wyruszyć jesienią tego roku na pokładzie Vegi - najnowszej rakiety Europejskiej Agencji Kosmicznej do wynoszenia małych ładunków na niskie orbity. Urbanowicz nie wyklucza jednak, że Vega może mieć opóźnienie i polski satelita wyruszy dopiero w przyszłym roku. W takim wypadku nie spełni się marzenie studentów PW, by PW-Sat był na orbicie przed polskim satelitą Lem. Osiem satelitów na rakiecie Lem, wraz z satelitą Heweliusz, są przygotowywane przez Centrum Badań Kosmicznych PAN i Centrum Astronomiczne im. Mikołaja Kopernika PAN w ramach programu BRITE-PL. Oba instrumenty będą częścią międzynarodowego projektu BRIght Target Explorer Constellation - BRITE. Lem ma zostać wyniesiony w przestrzeń kosmiczną pod koniec 2011 roku. Jak zapowiada przedstawiciel PW, na rakiecie Vega, oprócz PW-Sat-a, ma być 8 takich małych satelitów. Studenci wszystko zaplanowali Aby zniszczyć swojego satelitę po zakończeniu misji, studenci chcą wykorzystać zjawisko oporu atmosfery na dużych wysokościach. - Do wysokości 2 tys. km n.p.m. możemy mówić o pewnym oporze powietrza, który jest odczuwalny. Na przykład stacja orbitalna wielkości boiska do piłki nożnej musi być co kilka miesięcy podnoszona, bo z wysokości 370 km spada na około 300 km. Jest to efektem oporu atmosfery - wyjaśnia Urbanowicz. Spali się gdy będzie spadać Jego zespół buduje ogon, który po wysunięciu się z satelity będzie miał 2 metry długości i 10 cm szerokości. Element ten zwiększy powierzchnię satelity i dzięki temu PW-Sat zacznie wyhamowywać w swoim ruchu wokół Ziemi i będzie szybciej opadać. Obiekty, które wchodzą w atmosferę zaczynają spadać i w wyniku tarcia płoną. Jeśli nie są bardzo duże, spalą się zanim osiągną powierzchnię Ziemi. Tak dzieje się też w przypadku meteorów. Według analiz, bez ogona PW-Sat krążyłby po swojej orbicie ponad 6 lat. Tymczasem po jego rozłożeniu żagla ma osiągnąć atmosferę w ciągu zaledwie 1 roku. - Elementów w kosmosie zaczyna przybywać i trzeba je zacząć usuwać. Chcemy stworzyć system, który mógłby być aplikowany do nowych obiektów, tak, by mogłyby być one zdeorbitowane po zakończeniu misji - deklaruje koordynator projektu. Będzie trochę szkoda... Oprócz składanego sprężynowego ogona, polski satelita, będzie wyposażony w elektronikę sterującą ogonem, specjalny moduł komunikacji, zasilanie, komputer, baterie słoneczne, strukturę mechaniczną i system antenowy. Dane na temat działania będzie można zbierać, np. kiedy obiekt będzie przelatywać nad Polską. Urbanowicz spodziewa się, że nad naszym krajem satelita przelatywać będzie co ok. trzy dni. Choć cel misji PW-Sat jest bardzo ambitny, to Urbanowicz nie kryje, że będzie mu trochę szkoda, kiedy przyjdzie moment, by przyspieszyć zniszczenie satelity. - Chciałbym móc powiedzieć, że tam na górze lata moja gwiazdka - uśmiecha się student.