Protestujące pielęgniarki rozważają podjęcie strajku głodowego. - Domagamy się przede wszystkim podwyżki płac i godnego traktowania. Chcemy, by nasze wynagrodzenie zasadnicze wzrosło o 20 proc. brutto. Skoro znalazły się pieniądze na podwyżki dla lekarzy, dlaczego nie ma ich dla nas? - mówi przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Bernarda Ewa Machniak. Łukowski szpital zatrudnia 430 pielęgniarek. Średnie zarobki kształtują się na poziomie 2100 złotych brutto, jednak nowo przyjęta do pracy zarabia 1200 złotych. Trzeba pamiętać, że ratowanie życia wymaga ciągłego doskonalenia. Łukowskie pielęgniarki domagają się nie tylko podwyżki wynagrodzeń. Chcą też, by odciążyć je od wypełniania dokumentów, których wypisywanie nie należy do ich obowiązków. - Wypełniamy skierowania na badania lekarskie, a także druki L4. Przecież to obowiązek lekarzy. Pielęgniarka powinna dbać o dobro pacjenta - zauważa Machniak. Pielęgniarki zorganizowały dwugodzinny strajk ostrzegawczy, były też jednogodzinne pikiety. Nikt się nimi nie zainteresował. - Przechodził obok wicedyrektor Henryk Izdebski. Żadnej reakcji. Nawet nie zwrócił uwagi. To poniżające - stwierdza przewodnicząca związku. W trakcie strajku nie wypełniano żadnych dokumentów. Przy pacjentach pozostawały pielęgniarki oddziałowe, zastępczynie oraz lekarze. Gdyby życiu chorych zagrażało jakiekolwiek niebezpieczeństwo, pielęgniarki miały natychmiast wracać do łóżek. Na szczęście takich niebezpieczeństw nie było. Dyrektor Jerzy Kamiński zaprosił pielęgniarki na rozmowy. Mediacji podjął się starosta Janusz Kozioł. Nieco wcześniej zaproponowano siostrom podwyżkę wynagrodzeń w wysokości 150 złotych miesięcznie, czyli o 7 proc. - To zdecydowanie za mało - twierdzą łukowskie siostry. MARCIN GOMÓŁKA