25-latek został zamordowany w 2006 r. W dniu wyjazdu po samochód do Niemiec wziął ze sobą 14 tys. euro. Gdy nie odzywał się przez kilka godzin, jego narzeczona powiadomiła policję. Zwłoki Michaela C. znaleziono kilka dni później pod Warszawą. Prokurator Krzysztof Szczerba mówił we wtorek podczas rozprawy, że nie ma wątpliwości, iż oskarżeni działali wspólnie - z premedytacją udusili studenta, a później podzielili się zabranymi mu pieniędzmi. Dodał, że obaj wykazali się daleko posuniętą demoralizacją - zabójstwo zaplanowali, ukrywali ciało i dowody przestępstwa, a Krzysztof M. za zabrane pieniądze bawił się w nadmorskim kurorcie. Także oskarżyciel posiłkowy mecenas Ryszard Berus podkreślał, że zbrodnia od początku została zaplanowana, a zabójcy - Grzegorz G. i Krzysztof M. nie zamierzali pomóc studentowi w kupieniu samochodu, a jedynie chcieli go zabić i zabrać mu pieniądze. Przypomniał także, że G. miał problemy finansowe i część pieniędzy zabranych Michaelowi C. poświęcił na spłatę długów. - Tak naprawdę ofiarą mógł być każdy z nas. Michael chciał jedynie kupić samochód. Zginął, bo miał na to pieniądze - mówił mecenas. Podkreślał także, że obaj oskarżeni chcieli posunąć się jeszcze dalej. Planowali - co ujawniono podczas procesu - zabić jedyną osobę, która mogła im zagrozić - narzeczoną 25-latka, to jednak się im nie powiodło. Na sali byli także najbliżsi studenta m.in. jego matka. Kobieta przyniosła ze sobą zdjęcia syna. Dopuszczona do głosu podkreślała, że to zabójstwo wpłynęło na życie całej jej rodziny. - Ci ludzie zabrali mi serce. Nawet jeśli pójdą do więzienia nie zwróci mi to mojego syna. Nie możemy jednak dopuścić do tego by takiej krzywdy - jak moja rodzina - doznali inni - apelowała. Obrońcy oskarżonych przyznawali, że nie można w żaden sposób umniejszać ani tragedii bliskich studenta ani potworności samej zbrodni. Przedstawiali jednak inny przebieg samego zdarzenia. Mec. Andrzej Lewandowski reprezentujący Grzegorza G. twierdził, że jego klient nie uczestniczył w zabójstwie 25-latka, a jedynie był świadkiem zbrodni a później pomagał w jej zatuszowaniu. Dodawał, że zaplanowanie przez niego takiego morderstwa byłoby wbrew zasadom wszelkiej logiki - znali go bowiem znajomi studenta, wiedzieli, że obiecał mu pomóc w kupieniu, auta więc podejrzenia od razu padłyby nie niego. Adwokat Krzysztofa M. Henryk Dzido mówił natomiast, że jego klient został nieświadomie wciągnięty w całą sprawę. Według jego relacji miał jedynie towarzyszyć koledze - Grzegorzowi G. w podróży do Niemiec po samochód. Obaj mecenasi prosili dla swoich klientów o sprawiedliwe wyroki. Dzido dodatkowo o umożliwienie Krzysztofowi M. powrotu - po odbyciu kary więzienia - do życia w społeczeństwie. Sami oskarżeni w swoich ostatnich słowach przepraszali bliskich studenta za to co zrobili.