40-letni Jacek K. to były policjant zwolniony ze służby w latach 90. Policja zatrzymała także Jerzego N. odpowiadającego za majowy alarm w jednym z supermarketów. Jacek K. jest obecnie przesłuchiwany. Policjanci chcą mu zarzucić sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób. Grozi za to (o ile nie zostanie stwierdzona niepoczytalność sprawcy) do 8 lat więzienia i obciążenie kosztami akcji służb porządkowych (sprawdzenia pirotechnicznego, ewakuacji). K. jest obecnie rencistą, w przeszłości był m.in. policjantem, pracował w Komendzie Stołecznej Policji (KSP). Został zwolniony ze służby w latach 90., najprawdopodobniej na skutek złego stanu zdrowia. - Do zatrzymania sprawcy alarmu bombowego w warszawskim metrze Jacka K. policja wykorzystała wszystkie posiadane możliwości techniczne - powiedział komendant stołeczny policji Ryszard Siewierski na konferencji prasowej. Posłuchaj relacji RMF: Dodał, że do przekazania informacji o ładunku wybuchowym w metrze sprawca wykorzystał jednodniową kartę prepaidową. - Mimo to, że w dość kamuflowany sposób ta informacja (o podłożeniu ładunku - red.) została przekazana, to jednak udało się ustalić i zidentyfikować sprawcę - powiedział komendant. Siewierski poinformował, że sprawca to mieszkaniec warszawskiego Grochowa. Dodał, że ustalenie i zatrzymanie Jacka K. udało się dzięki intensywnym pracom, zarówno wydziału terroru kryminalnego i zabójstw KSP, jak i Centralnego Biura Śledczego. - 150 tys. zł nagrody wyznaczonej przez prezydenta Warszawy za pomoc w ujęciu sprawcy wtorkowego alarmu w metrze, trafi do policjantów - poinformował Lech Kaczyński. - Nagroda należy się tym, którzy złapali przestępcę i już umawiałem się w tej sprawie z komendantem stołecznym policji - powiedział Kaczyński. - Nie wiadomo, czy ujęty mężczyzna jest autorem tylko pierwszej prowokacji, czy obydwu (we wtorek i środę - red.). Natomiast na pewno sukces został odniesiony - powiedział prezydent miasta. Dodał, że podtrzymuje swoją wcześniejszą zapowiedź, iż sprawca alarmu poniesie koszty finansowe związane z alarmami. Wtorkowy i środowe alarmy kosztowały miasto kilkaset tysięcy złotych. - Wystąpimy do sądu na drodze roszczeń cywilnych z tytułu odpowiedzialności deliktowej (za czyny niedozwolone) - oświadczył. Zdaniem Kaczyńskiego, ujęcie sprawcy wtorkowego alarmu to przestroga dla osób, które chciałyby go naśladować. Podkreślił, że rezultaty dała "determinacja policji, władz miasta, a także atmosfera społecznego oczekiwania na to, że sprawca zostanie ujęty". Przypomniał, że miasto wspiera stołeczną policję finansowo, m.in. w tym roku przeznaczyło na jej działania 32 mln zł. Policja zatrzymała również Jerzego N., mieszkańca okolicy Łodzi. W maju przesłał on do dyrekcji jednej z sieci supermarketów list z żądaniem 250 tys. euro i pogróżkami - miał zniszczyć m.in. kolekcję francuskiego malarstwa na Zamku Królewskim i podłożyć bomby w hipermarketach. Jak powiedział dziennikarzom Sokołowski, N. zażądał też, by supermarkety kontaktowały się z nim przy pomocy swoich ulotek promocyjnych. Policja zarzuca mu "usiłowanie wymuszenia rozbójniczego". Jak podkreślił prezydent Warszawy, w związku z takimi prowokacjami nad miastem nie może zapanować atmosfera strachu, gdyż powoduje to straty inwestycyjne, a także psychologiczne wśród ludności. Przyznał, że nie można żyć tak, jakby miasto było "blisko frontu". We wtorek z powodu fałszywego alarmu o ładunku wybuchowym w metrze ewakuowano kilka tysięcy osób. Wczoraj z takiego samego powodu policja sprawdzała dwa centra handlowe, Centrum Finansowe i ponownie metro.