Od środy w sierpeckim szpitalu trwa akcja protestacyjna większości pracowników, którzy domagają się negocjacji m.in. na temat wyrównania skali podwyżek oraz zaniechania planowanych zwolnień. - Decyzja o odejściu na godzinę od łóżek pacjentów jest wynikiem braku reakcji dyrekcji na obecną sytuację szpitala, w tym oddziału ginekologiczno-położniczego, który przestał praktycznie funkcjonować - wyjaśniła Brzozowiec. Dodała, iż protestujący nie zgadzają się na odejście z pracy jednego z dwóch lekarzy, którzy pracują jeszcze na oddziale, do niedawna jego ordynatora, Tadeusza Żurawika. - Nie możemy pozwolić, aby oddział został bez specjalisty. Chcemy go bronić. Nie pozwolimy, żeby odszedł - oświadczyła Brzozowiec. Zapowiedziała, że jeśli do czwartku dyrekcja szpitala nie przystąpi do merytorycznych rozmów, dotyczących przyszłości placówki, protestujący zaostrzą protest nawet do strajku okupacyjnego włącznie. W piątek ze względu na zmniejszoną obsadę lekarską oddział ginekologiczno-położniczy wstrzymał przyjmowanie nowych pacjentek w sytuacji, gdy ich stan będzie pozwalał na przewiezienie do najbliższej placówki, czyli szpitala wojewódzkiego w Płocku. Większość lekarzy oddziału - pięciu - odeszło z pracy z początkiem nowego roku, nie akceptując proponowanych przez dyrekcję podwyżek płac. Decyzję o wstrzymaniu przyjęć podjął Żurawik, który od 1 stycznia 2008 roku zatrudniony jest jako starszy asystent oddziału. We wtorek w rozmowie przyznał, iż oddział praktycznie przestał funkcjonować, bo wszystkie pacjentki zostały wypisane do domu, a te które się zgłaszają, są odsyłane do płockiego szpitala. "Oddział jest już pusty. Właśnie wypisaliśmy ostatnią pacjentkę - dodał. Żurawik przyznał, że ze względu na brak jakiejkolwiek reakcji ze strony dyrekcji szpitala, a także starostwa, na sytuację oddziału, podjął decyzję o odejściu z pracy. "Decyzja ta jest w zasadzie nieodwołalna. Zamierzam złożyć wymówienie. Podjąłem już pewne zobowiązania, dotyczące przyszłego zatrudnienia, z których nie mogę się wycofać" - zastrzegł. Przypomniał zarazem, iż o bardzo trudnej sytuacji oddziału, "grożącej jego paraliżem", która powstała po odejściu z pracy większości lekarzy informował wcześniej zarówno dyrekcję jak i starostwo, jednak bez merytorycznej reakcji z obu stron. "Uznałem, że to nie może trwać dłużej, stąd moja decyzja o odejściu z pracy. Oczywiście, jeśli będzie taka potrzeba, jestem gotów wspierać oddział w przyszłości i służyć pomocą - zaznaczył. Żurawik jeszcze przed końcem 2007 roku wysłał pismo do dyrekcji szpitala, w którym informował o "groźbie paraliżu" oddziału w związku ze zmniejszeniem do dwóch osób obsady lekarskiej. Wnioskował też o przewiezienie pacjentek do innych placówek, prosząc o zapewnienie transportu sanitarnego - pismo to jednak nie zostało zaakceptowane, a jemu samemu - jak podkreślił - sugerowano możliwość zwolnienia dyscyplinarnego. Na środę zaplanowano rozmowy przedstawicieli dyrekcji i starostwa z protestującymi pracownikami sierpeckiego szpitala. W rozmowach ma uczestniczyć Krystyna Jodłowska, zastępca ds. medycznych dyrektora placówki, Marka Kuczmarskiego. On sam przebywa na zwolnieniu lekarskim i do pracy ma wrócić w czwartek. "Nie wiem, czy pracownicy zgodzą się na wpuszczenie dyrektora do placówki"- oświadczyła Brzozowiec. Kaczmarski powiedział, że do czasu powrotu do pracy i zapoznania się z sytuacją szpitala, nie będzie jej komentował. Akcję protestacyjną w sierpeckim szpitalu, polegającą dotychczas na oflagowaniu budynku i noszeniu "plakietek strajkowyc", zorganizowały wszystkie związki zawodowe działające w tej placówce. Lekarze oddziału ginekologiczno-położniczego, którzy odeszli z pracy złożyli wymówienia w ramach sporu zbiorowego trwającego od maja 2007 roku - ważność wypowiedzeń dobiegła końca 31 grudnia. Większość lekarzy z pozostałych oddziałów zgodziła się na podwyżki o około 26 proc. Pozostali pracownicy, w tym obsługi szpitala, otrzymali podwyżkę w wysokości 1 proc.