Polska Agencja Prasowa: Mówi się, że prezes PZPN to trzecia osoba w państwie, po prezydencie i premierze. Zgadza się pan z tą żartobliwą opinią po dwóch miesiącach urzędowania na stanowisku szefa związku? Zbigniew Boniek: Czyżby sugerował pan, że muszę sobie załatwić ochronę? A poważniej mówiąc - nie zastanawiałem się, kim jest w naszym kraju szef PZPN. Osoby zatrudniane obecnie w związku mówią zgodnie, że "Bońkowi się nie odmawia". Co ich przekonuje - pana charyzma i nazwisko czy np. oferowane wynagrodzenie? - Lubię dać ludziom odpowiedzialność. Kto u mnie pracuje na jakimś dyrektorskim stanowisku doskonale wie, że od niego dużo zależy. I że ma w wielu kwestiach znaczące zdanie. Oczywiście później musi się jeszcze "zderzyć" ze mną, ale nie jest to chodzenie na sznurku. Dlatego wydaje mi się, że ci, którzy ze mną pracują, lubią swoje zajęcie. Jeśli tak rzeczywiście jest, sprawia mi to przyjemność. Niedawno spotkał się pan prezydentem UEFA Michelem Platinim, pana przyjacielem jeszcze z czasów gry w Juventusie Turyn. Gratulował czy współczuł wyboru na prezesa PZPN? - O żadnym współczuciu nie było mowy. Szczerze mi pogratulował, zresztą bardzo mi kibicował w wyborach. Mieliśmy oficjalne spotkanie, dużo mówiliśmy m.in. o współpracy i o tym, co może stać się w europejskiej piłce w najbliższych latach. W 2020 roku kilkanaście krajów zorganizuje mistrzostwa Europy. W Polsce zapanowała euforia i przekonanie, że znowu będziemy współgospodarzem Euro. Naprawdę mamy jakieś szanse? A jeśli tak, to jakie miasto? - W tym momencie nie znam żadnych zasad i szczegółów, które będą rządziły Euro 2020. Nie wiem, kto może organizować turniej, czy w ogóle możemy zgłosić kandydaturę. Jeżeli okaże się, że Polska też ma prawo startować, to uważam, że jakiś promyk dla nas świeci. Na razie trudno mi się do tego ustosunkować. Z przymrużeniem oka traktuję opinie, że moja przyjaźń z Platinim może w tej sprawie pomóc. Na pewno nie zaszkodzi, to oczywiste, ale - jak wspomniałem - na razie nie znam konkretów i zasad organizacji tego turnieju. Co będzie dla pana najtrudniejsze w najbliższych miesiącach - temat nowej siedziby związku, ciągnąca się kwestia firmy przewozowej (PZPN oddał do prokuratury sprawę podpisu w aneksie do umowy z tą firmą - przyp. red.) czy przyszłość Klubu Kibica? - Podjęliśmy decyzję, że publicznie nie będziemy rozmawiać o tych sprawach. Musimy te problemy rozwiązać. Oczywiście nie szukamy alibi, nie będzie żadnego zamiatania pod dywan. Klub Kibica jest już w PZPN. To nie biznes, po prostu zarządzanie pewnymi danymi i troska o naszych kibiców. Poradzimy sobie z tym. Firma przewozowa nas w ogóle nie martwi, podobnie jak nowy wizerunek strojów reprezentacji. To drobne rzeczy. Martwi nas natomiast temat siedziby PZPN. Pewne decyzje już podjęliśmy (nowy zarząd związku zrezygnował z budowy obiektu w Wilanowie - przyp. red.), ale jeszcze trzeba to do końca wyprostować, co wcale nie jest łatwe. Nie brakuje głosów, że w ciągu dwóch ostatnich miesięcy zrobiliście więcej - również medialnie - niż poprzednie władze PZPN przez całą kadencję. Apetyt kibiców rośnie jednak w miarę jedzenia. Co będzie, jeśli nie sprostacie tym oczekiwaniom? - Podchodzimy do tego spokojnie. Staramy się robić zwykłe rzeczy, bo chcemy, żeby było normalnie. Jeśli dążenie do normalności oznacza w polskim futbolu stawianie sobie wysoko poprzeczki, to znaczy, że co jest nie tak. Mamy wiele pomysłów i sportowych rzeczy do zrobienia. Musimy np. przekształcić reprezentacje do lat 21, 19, 17 i 15, rozmawiałem o tym z Romkiem Koseckim (wiceprezesem ds. szkolenia - PAP). Chcemy, żeby trener kadry do lat 21 był odpowiedzialny także za U-20, ten z U-19 również za U-18 itd. Chodzi o dwuletni cykl. Chcemy też zrobić centralną ligę juniorów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jeśli mamy być dobrze odbierani, to musi być jakiś sukces piłkarski. Ale to już nie zależy od prezesa czy zarządu. Może pan zdradzić coś na temat centralnej ligi juniorów? Kto miałby w niej grać? - Projekt będzie gotowy w ciągu miesiąca, wtedy go przedstawimy oficjalnie, na specjalnych slajdach. Siedzimy nad tym i pracujemy. Wiemy, że jesteśmy odpowiedzialni za piłkę amatorską, młodzieżową, a nie tylko za reprezentację. Ma pan już wrogów po dwumiesięcznej pracy w PZPN? - Wydaje mi się, że wielu z tych, którzy nie załapali się na nowe rozdanie i pożegnali się z PZPN, czasami "nasyca" dziennikarzy fałszywymi informacjami. Niektórzy dają się na to złapać. Cóż, podobno siłę człowieka mierzy się liczbą wrogów. Akurat to mnie nigdy nie martwiło. Mówi się, że drużyna piłkarska powinna być mieszanką rutyny z młodością. Pana ekipa w PZPN to też mieszanka, ale chyba z przewagą młodych. Nie za bardzo odmłodził pan związek? Np. sekretarz generalny (Maciej Sawicki) ma dopiero 33 lata. - Mamy również starszych ludzi. W najbliższym czasie przedstawię dziewięciu dyrektorów poszczególnych departamentów. Czy jesteśmy za młodzi? Ja i Janusz Basałaj (szef departamentu komunikacji i mediów - przyp. red.), dwaj panowie po pięćdziesiątce, równoważymy średnią wieku... Miał pan czas w tym intensywnym okresie myśleć o świętach? - Nie narzekam. U mnie zawsze wygląda to tak, że w święta wszystko przygotowuje żona. Prezenty, choinkę, całą ceremonię. Ja włączam się dopiero w ostatnich dniach przed Wigilią. Tak było pięć lat temu, dziesięć, trzydzieści i podobnie jest teraz. Żadnych problemów nigdy nie mieliśmy. Choinka żywa czy sztuczna? - Kiedyś zawsze była żywa, ale ostatnio coraz więcej mówi się o dbaniu o naturę, więc człowiekowi żal przynosić żywe drzewko do domu. Co chciałby pan w tym roku dostać pod choinkę? - W moim wieku każdy fajny prezent sprawia satysfakcję, ale to już nie są takie marzenia jak kiedyś, gdy np. pisało się listy do Gwiazdora. Obecnie mam inne podejście. Wolę robić prezenty niż je otrzymywać. Lubię patrzeć z żoną na dzieci i wnuki otwierające swoje paczki. Podobno jest pan specjalistą od kolęd? - Znam je wszystkie. Włoskie również, zresztą trudno ich nie znać, skoro pół życia spędziłem w tym kraju. Trochę podobne do polskich, ale nasze są najładniejsze. Piękniejszych kolęd nie ma nigdzie na świecie. Trzydzieści lat temu był pan bohaterem mistrzostw świata w Hiszpanii, dwadzieścia lat temu trenował pan włoski zespół Bari, a dziesięć lat temu - reprezentację Polski. W mijającym roku został pan szefem PZPN. Gdzie pan się widzi w 2022 roku, w wieku 66 lat. W wielkiej europejskiej piłce? - Nie, nie. Mam nadzieję, że wciąż będę w dobrej formie. Ciągle młody, bo lubię uprawiać sport. Z moimi przyjaciółmi i znajomymi chcę grać w golfa, brydża, chodzić na wyścigi konne. Zamierzam odcinać kupony od tego, co dotychczas zrobiłem. Nie można całe życie pracować, choć na pewno jednym okiem zawsze będę patrzył na piłkę. Futbol - bądź co bądź - to sól mojego życia. Rozmawiał: Maciej Białek