Zwłoki bandytów odnaleziono na poddaszu, które częściowo spłonęło - powiedział rzecznik Komendanta Głównego Policji Sławomir Cisowski. Szef MSWiA Krzysztof Janik powiedział, że po raz pierwszy policjanci zetknęli się z taką determinacją bandytów. - Mieliśmy do czynienia z ludźmi niezwykle zdeterminowanymi. Spotkaliśmy się z nowymi technikami walki, nowym poziomem determinacji - powiedział minister Krzysztof Janik podczas dzisiejszej konferencji prasowej w Komendzie Stołecznej Policji. Szef MSWiA Krzysztof Janik powiedział, że po raz pierwszy policjanci zetknęli się z taką determinacją bandytów. - Mieliśmy do czynienia z ludźmi niezwykle zdeterminowanymi. Spotkaliśmy się z nowymi technikami walki, nowym poziomem determinacji - powiedział minister Krzysztof Janik podczas dzisiejszej konferencji prasowej w Komendzie Stołecznej Policji. Według policji, funkcjonariusze zostali obrzuceni bombami domowej roboty i granatami. Budynek, w którym ukrywali się bandyci, został zaminowany. - Poza jednym przypadkiem nie ma ran postrzałowych - powiedział Janik o rannych policjantach. Siewierski poinformował, że policjanci dowiedzieli się o miejscu pobytu dwóch poszukiwanych przestępców wczoraj.. Po analizie sytuacji zdecydowali się na akcję w nocy. Uczestniczyło w niej 38 policjantów, w tym 10 funkcjonariuszy wydziału terroru kryminalnego. Miller: kolejna bitwa w wojnie z bandytami "Kolejną bitwą w wojnie z bandytami" nazwał nocną potyczkę w Magdalence premier Leszek Miller, który odwiedził dzisiaj rannych policjantów. Wyraził nadzieję, że policja wyciągnie wnioski i będzie lepiej szkolić policjantów. - Odwiedziliśmy rannych policjantów w warszawskich szpitalach. Rodziny rannych zostaną otoczone właściwą opieką. Z ministrem Janikiem podejmiemy decyzje w kierunku lepszego wyposażenia naszych policjantów, oczekuję, że policja podejmie kroki w kierunku lepszego szkolenia, że zostaną wyciągnięte wnioski - powiedział Miller na konferencji w Komendzie Stołecznej Policji. - To kolejna bitwa w wojnie z bandytami, wojnie, która jest coraz bardziej brutalna, bandyci nie przebierają w środkach - powiedział. Dodał, że brutalność przestępców bierze się po części ze "strachu przed służbami powołanymi do czuwania nad bezpieczeństwem obywateli". Policjanci mają rany szarpane i postrzałowe Rany szarpane i postrzałowe oraz obrażenia powstałe wskutek fali uderzeniowej od wybuchów granatów, to główne obrażenia policjantów rannych w podwarszawskiej Magdalence - poinformowała rzeczniczka warszawskiego pogotowia ratunkowego Edyta Grabowska-Woźniak. Ranni w strzelaninie policjanci trafili do kilku warszawskich szpitali. Kilku z nich jest w ciężkim stanie. - Większość obrażeń stanowiły rany nóg i pośladków spowodowane odłamkami granatów. Fala uderzeniowa po wybuchach granatów spowodowała również urazy wewnętrzne, mimo że policjanci byli ubrani w kamizelki kuloodporne - napisała w komunikacie Grabowska-Woźniak. Najwięcej pacjentów trafiło do szpitala MSWiA przy ul. Wołoskiej oraz do szpitala wojskowego przy ul. Szaserów. Do tego ostatniego, ze względu na sporą odległość, karetki wiozły lżej rannych. Pozostali trafili do szpitali: przy ul. Banacha, Lindleya i Barskiej. W szpitalu MSWiA przy ul. Wołoskiej w Warszawie przebywa siedmiu policjantów. - Stan pięciu jest zadowalający, dwóch przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej - powiedziała dr Irena Walecka. Jeden z przebywających na OIOM-ie przeszedł operację neurochirurgiczną, drugi jest po operacji podudzia. - Wszyscy policjanci przeszli mniejsze lub większe zabiegi operacyjne. Będą wymagali rehabilitacji - dodała dr Walecka. Lekarka podkreśliła ofiarność społeczeństwa. - Cały czas przychodzą ludzie oddawać krew - powiedziała. Akcja ratunkowa rozpoczęła się w nocy; pierwsze wezwanie pogotowia nastąpiło o godz. 0.50. Zakończyła się po czwartej rano. Wzięło w niej udział osiem zespołów reanimacyjnych i dwa ogólnolekarskie. Policjanci o miejscu nocnej strzelaniny Jednopiętrowy, czerwono-brązowy budynek, teraz częściowo spalony, podziurawiony odłamkami, bez okien i drzwi garażowych - tak policjanci opisują dom w podwarszawskiej Magdalence, w którym doszło do nocnej strzelaniny policji z bandytami. - Jednopiętrowy budynek z czerwonej cegły. Góra jest częściowo spalona i zawalona. Dom jest podziurawiony odłamkami, wybite są szyby i wysadzone w powietrze drzwi garażowe - powiedział jeden z policjantów, który był na miejscu strzelaniny. Dziennikarze ani osoby postronne co najmniej do czwartkowego popołudnia nie będą mogli sami obejrzeć tego miejsca - policyjna blokada została ustawiona na początku wąskiej uliczki, na końcu której znajduje się budynek. Rzecznik komendanta głównego policji Sławomir Cisowski ujawnił, że na terenie posesji odnaleziono kilka pułapek pirotechnicznych; są rozbrajane przez antyterrorystów, którzy będą je wysadzać. Cisowski nie chciał ujawnić, czy zatrzymano bądź zabito przestępców. Dodał, że wszelkie informacje zostaną przekazane na rozpoczynającej się o godz. 10.30 konferencji prasowej w Komendzie Stołecznej Policji. Ma w niej wziąć udział premier Leszek Miller. - Bandyci, który ostrzelali policjantów, pozostawili na noc pułapki pirotechniczne i miny - potwierdził nieoficjalne informacje szef stołecznej policji Ryszard Siewierski. - W tej chwili trwa rozbrajanie pozostawionych przez przestępców pułapek - powiedział Siewierski. Wg nieoficjalnych informacji z policyjnych źródeł, dwaj bandyci zginęli podczas pacyfikacji budynku. Przebieg zdarzeń - Około pierwszej w nocy uzyskaliśmy informację, że w jednym z budynków w Magdalence koło Warszawy, przebywają osoby poszukiwane przez policję - Igor P. oraz Robert C. Ukrywający się przestępcy byli członkami groźnej grupy bandyckiej, związanej ze sprawą zabójstwa policjanta w Parolach. Igor P. był ponadto poszukiwany międzynarodowym listem gończym - powiedział Marek Kubicki, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Do akcji wkroczyli policjanci z oddziałów antyterrorystycznych KSP. Wkraczający na teren posesji funkcjonariusze zostali obrzuceni granatami i ostrzelani z broni automatycznej. - Nastąpiła wymiana ognia, a budynek, w którym znajdowali się bandyci, zaczął płonąć. Z jego wnętrza słychać było odgłosy eksplozji - dodał Kubicki. Wybuchające granaty zabiły na miejscu jednego policjanta.15 funkcjonariuszy zostało rannych, w tym kilku ciężko. Wbrew wcześniejszym doniesieniom w szpitalu nie zmarł żaden z rannych policjantów. - Mieliśmy błędne informacje ze szpitala. Policjanci żyją, a lekarze walczą o ich życie - powiedział Sławomir Cisowski, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. "Nie ma śladów życia" w budynku, w którym ukryli się bandyci Szef stołecznej policji powiedział, że w budynku w podwarszawskiej Magdalence, w którym ukryli się bandyci, "nie ma śladów życia". - Na tę chwilę wydaje mi się, że ta sprawa jest rozwiązana - powiedział dzisiaj rano Ryszard Siewierski. Na miejscu jest reporter RMF Roman Osica. Posłuchaj relacji: Przestępcy atakują z coraz większą siłą Komendant stołecznej policji przyznał, że przestępcy po raz pierwszy z taką siłą zaatakowali policjantów. - Przeciwnik operował taką bronią, która nigdy nie była używana. Takiej sytuacji w policji polskiej nie pamiętam - powiedział. Potwierdził to minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik. - Nikt nie spodziewał się, że bandyci będą tak zdeterminowani, że w ruch pójdą granaty - powiedział Janik. Zapowiedział, że policja będzie jeszcze bardziej zdecydowana w walce z przestępcami. - Wojna z bandytami trwa. Jeśli oni myślą, że się poddamy, to są w błędzie - oświadczył minister. Magdalenka częściowo zablokowana Magdalenka, niewielka miejscowość pod Warszawą, została częściowo zablokowana przez radiowozy i uzbrojonych w kałasznikowy policjantów. Funkcjonariusze nie dopuszczają dziennikarzy ani osób postronnych w pobliże posesji, na terenie której doszło do strzelaniny. Policyjne blokady zostały ustawione w takiej odległości, że nie widać nawet miejsca zdarzenia. Przez kordon policjantów są przepuszczane wozy strażackie. Przed godz. 8 było słychać odgłos wybuchu. Niewykluczone, że policyjni antyterroryści "rozminowują" teren. Według nieoficjalnych informacji policyjnych, bandyci mogli bowiem zostawić na noc pułapki pirotechniczne. Okoliczni mieszkańcy opowiadają, że strzelanina, której odgłosy słyszeli w nocy, przebiegała fazami. - Przed godz. 2 padły pierwsze strzały, które trwały kilka minut. Potem było przez kilkadziesiąt minut cicho, a o godz. 3 znowu zaczęli i wtedy trwało to dłużej - opowiadała mieszkanka pobliskiej posesji. W szkole podstawowej w Magdalence, niedaleko miejsca nocnej strzelaniny policji z bandytami, odwołano lekcje. Nauczyciele będą się jednak opiekować tymi dziećmi, których rodzice idą do pracy i nie mogą zostawić ich samych w domu. Nauczyciele miejscowej szkoły nie chcą wypowiadać się o nocnej strzelaninie. Po strzelaninie w Parolach zatrzymano już ponad 20 osób Od marca ubiegłego roku, gdy bandyci zastrzelili policjanta w Parolach pod Warszawą, zatrzymano ponad 20 osób związanych z tą sprawą. Jednego przestępcę policjanci zastrzelili. Na wolności jest wciąż kilku bandytów poszukiwanych w związku ze strzelaniną. Najważniejszy z nich to Jerzy Wojciech Brodowski vel Szuryga, pseudonim Juri lub Mutant, który miał strzelać do policjanta. Szuryga był dotąd karany za kradzieże z włamaniem. Jest jednym z najbardziej poszukiwanych przez policję przestępców. Do strzelaniny we wsi Parole koło Nadarzyna doszło pod koniec 23 marca 2002 roku. Na posesji w tej miejscowości policjanci znaleźli skradzionego tira, w którym były telewizory warte milion złotych. Gdy policjanci liczyli skradziony towar, nadjechały trzy samochody. 12 lub 13 uzbrojonych w długą i krótką broń bandytów zaczęło strzelać do policji i pracowników pogotowia drogowego, którzy mieli odholować tira. Przestępcy nie zdołali odzyskać ciężarówki i uciekli. W strzelaninie zginął naczelnik sekcji kryminalnej policji w Piasecznie Mirosław Żak. W ciągu dwóch miesięcy od strzelaniny w Parolach policja wyłapała kilkanaście osób zamieszanych w tę sprawę. Zatrzymano też paserów i właściciela posesji, na której doszło do strzelaniny. W maju opublikowano listy gończe za ośmioma mężczyznami podejrzanymi o udział w zabójstwie policjanta. Z tej listy na wolności pozostał tylko Jerzy Szuryga. 15 lipca policja zatrzymała pod Warszawą 21-letniego Mirosława Szurygę - młodszego brata Jerzego Szurygi. 2 października w ręce policji wpadli pod Warszawą 24-letni Andrzej W. i 28-letni Krzysztofa M. Ponad miesiąc później, 12 listopada, w Warszawie został zatrzymany 29-letni Jacek L. W jego mieszkaniu policjanci znaleźli kilka sztuk broni, amunicję i narkotyki. 21 stycznia policjanci urządzili zasadzkę na czterech przestępców poszukiwanych w związku ze strzelaniną w Parolach. Na warszawskim Ursynowie policjanci zablokowali dwa auta, którymi jechali bandyci. Wywiązała się strzelanina. Na miejscu zginął jeden z przestępców - Karol R., drugi - Krzysztof M., pseudonim Fragles - zmarł na stole operacyjnym w szpitalu. "Fragles", były antyterrorysta, należał do ważniejszych postaci warszawskiego świata przestępczego. Zajmował się głównie wymuszaniem haraczy. 15 lutego w okolicach podwarszawskiego Słupna policja ujęła dwóch kolejnych bandytów - 25-letniego Jarosława P., pseudonim Siwy i 31-letniego Tomasza S., pseudonim Sambo. Przestępcy, chcąc uniknąć zatrzymania, spowodowali wypadek samochodowy. Rannych zostało dwóch policjantów. W skradzionym aucie, którym jechali bandyci, policja znalazła dwa pistolety, kominiarki, kajdanki i tzw. łamaki do zamków samochodowych. Kilka dni później policja poinformowała, że w okolicach Wężyczyna na Mazowszu widziano Roberta Cieślaka, poszukiwanego w związku ze strzelaniną w Parolach. Mężczyzny nie udało się wtedy zatrzymać. Cieślak jest jednak jednym z bandytów, którzy prawdopodobnie zginęli dzisiaj w Magdalence. Oprócz niego - jak poinformowała policja - w budynku, który otoczyli antyterroryści, był Igor P. Kurczuk: żadnego pobłażania dla gangsterów Żadnych sentymentów, żadnego pobłażania dla gangsterów - mówił kilka godzin po strzelaninie w podwarszawskiej Magdalence minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. - Społeczeństwo ma prawo się po prostu bronić, od tego ma policję, ma prokuraturę, a sądy są, by stopień winy wycenić i karę odpowiednią wymierzyć - powiedział Kurczuk dzisiaj w Katowicach, gdzie przyjechał na zgromadzenie ogólne sędziów sądu okręgowego. Minister zaznaczył, że jest zdecydowanym zwolennikiem surowego karania sprawców przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu. Pytany, czy należałoby zmienić przepisy dotyczące dostępu do broni, Kurczuk powiedział, że nie da się zadekretować, by gangsterzy nie mogli używać broni. - Przestępca jest zdecydowany na wszystko. Jeżeli będzie chciał i miał możliwość, to tę broń znajdzie - podkreślił. Minister Kurczuk mówił, że po strzelaninie w Magdalence dyskusja na temat dostępności do broni rozpocznie się na nowo. Powiedział, że on sam jest przeciwny złagodzeniu przepisów w tym zakresie. - Niektórym się marzy coś na wzór amerykański, wówczas dopiero mielibyśmy kłopoty. Ja jestem temu przeciwny, choć uważam, że obywatele mają prawo do daleko większego bezpieczeństwa niż do tej pory - zakończył.