Jak wylicza prezes FPNP Dariusz Pawłoś, roczny koszt utrzymania zasobów to 1,5 mln zł, z czego gros pochłania czynsz za miejsce przechowywania dokumentów. - Nie mamy tych pieniędzy i nikt nie chce nam pomóc - mówi. Jeżeli fundacja nie zdobędzie funduszy, to jesienią upadnie - stwierdza "Rzeczpospolita". Dotąd FPNP czerpała finanse od niemieckich firm i rządu, które za jej pośrednictwem wypłacały odszkodowania przymusowym pracownikom wywożonym w czasie wojny. Te skończyły się z chwilą wypłacenia wszystkich należnych świadczeń. W marcu fundacja zwróciła się o pomoc do resortu kultury, ale dotąd nie dostała odpowiedzi. "Rzeczpospolita" też nie udało się uzyskać komentarza MKiDN. A jak mówi Jerzy Woźniak z FPNP, b. przymusowi robotnicy wciąż zgłaszają się po kopie dokumentów, bo składają wnioski do urzędu ds. kombatantów o dodatki do świadczeń. Staramy się też pomagać w inny sposób, np. zdobywamy dla nich wózki inwalidzkie, prowadzimy bezpłatne porady lekarskie i prawne - wylicza.