Bartosz Woszczyński urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Talent do tańca odziedziczył w genach (chyba nie trzeba dodawać, że po mamie), w dodatku od najmłodszych lat wychowywał się na próbach Formacji Tańca Nowoczesnego "LUZ". - Był do niej przypisany od urodzenia - śmieje się Joanna Woszczyńska. - Nie miałam go z kim zostawić, więc zabierałam na próby. Kiedy ja prowadziłam zajęcia, on raczkował dookoła sali - wspomina. A gdy trochę podrósł, też uczęszczał na próby, chociaż wcale nie był przekonany, czy chce tańczyć. - NA początku nie rwałem się do tańca, traktowałem go jako zabawę. Trochę się porozgrzewałem, trochę posiedziałem pod drabinkami, ale nie rwałem się do tańca - potwierdza Bartek. No cóż, dziecka do niczego zmusić nie można. - W tym czasie chodził do szkoły muzycznej i pasjonował się piłką nożną. Pomyślałam: "będzie robił to, co go będzie bardziej pociągało" - mówi Joanna. Swój pierwszy układ, "Flinstonowie", Bartek zatańczył w wieku pięciu lat, ale dopiero sześć lat później poczuł, że taniec jest jego sposobem na życie. Szybko okazało się, iż lubi go scena, a i on lubi scenę. Zaczęły się wyjazdy na mistrzostwa Polski, Europy, Świata i konfrontacja z najlepszymi. Do dziś wszystkim imponuje jego wszechstronność. Bartek sprawdza się zarówno w popisach show dance, jak i w kategoriach: hip-hop, modern czy jazz. Jurorzy dają mu najwyższe noty za świetną technikę tańca, feeling i image, czyli dobry wygląd na scenie. Jednak jego największe atuty to silna osobowość sceniczna oraz zdolności aktorskie. Miło było popatrzeć, z jaką gracją i elegancją tańczył gościnnie w siedleckich przedstawieniach baletowych ("Dziadek do orzechów"), a także spektaklach Alternatywnego Teatru Tańca "Luz". Przełomowy w karierze tanecznej Bartka był rok ubiegły. Zaskoczył wszystkich spektakularnymi sukcesami na poziomie europejskim i światowym. W Moskwie został mistrzem Europy w kategorii jazz dance solo juniorzy, zdobył też dwa tytuły mistrzowskie w duetach (modern i jazz). Nie mniejsze triumfy święcił także zza Oceanem. Nowy Jork żegnał z tytułem mistrza świata w kategorii jazz solo juniorzy oraz dwoma tytułami wicemistrzowskimi modern dance - solo i duety. Udany sezon przypieczętował solowym wicemistrzostwem świata w kategorii Show Dance w Riesie (Niemcy). W uznaniu za najwyższe osiągnięcia otrzymał Tytuł Tancerza Supadance na rok 2008. Co się z tym wiąże? Przez najbliższy rok będzie reprezentował londyńską firmę Supadance, a ona zadba o jego wizerunek - wyposaży go w markowe: buty do tańca, dresy i inne artykuły taneczne. Do takich sukcesów dochodzi się bardzo ciężką pracą. Jak wyglądają żmudne i systematyczne treningi naszego bohatera? - Kiedy nie ma mistrzostw i koncertów, ćwiczymy zespołowo około dziewięciu godzin tygodniowo. Gdy zbliżają się prestiżowe zawody - więcej. Przed wyjazdem do Stanów szlifowaliśmy swoje układy codziennie, wliczając w to soboty i niedziele. Wstawałem, jadłem śniadanie, szedłem na próbę, wracałem, kolacja i spać. I tak przez okrągły miesiąc - relacjonuje Bartek. Przyznaje jednak, że późniejsze miejsce na podium i wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego sprawia, że warto ponosić ten trud. - Nie przypuszczałam, że syn pójdzie w moje ślady i że tak pokocha taniec. Wiedziałam jednak, że jeśli już ktoś zarazi się bakcylem tańca, to on pozostanie z nim przez całe życie - mówi J.Woszczyńska. I tak jest w przypadku Bartka. On już dziś bardzo poważnie myśli o karierze zawodowego tancerza. Pomimo wielu sukcesów nie osiada jednak na laurach, lecz z żelazną konsekwencją pracuje nad sobą, wytrwale zmierza do kolejnych celów. Są nimi kolejne mistrzostwa: Polski, Europy i świata. Z tańcem są też związane jego marzenia na przyszłość. Chce się dostać do renomowanego teatru muzycznego, grać wymarzone role w spektaklach oraz widowiskach. Z jego pracowitością i talentem powinno się udać! TOMASZ MARKIEWICZ