Sprawa znalazła się na środowej wokandzie SN, ale sąd ogłosił, że 13 września Prokuratura Generalna wycofała kasację, którą sformułowała wcześniej Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Nie ujawniono powodów takiej rzadko podejmowanej decyzji. Wobec cofnięcia kasacji, w której prokuratura wnosiła o ponowny proces, SN pozostawił ją bez rozpoznania, a kosztami postępowania obarczył Skarb Państwa. - Stanowisko Prokuratury Generalnej jest jak najbardziej słuszne, ale świadczy też o niezrozumieniu istoty wymiaru sprawiedliwości przez prokuraturę okręgową - powiedział dziennikarzom obrońca Sz. mec. Andrzej Orliński. - Kto wynagrodzi straty panu Andrzejowi? - pytał retorycznie. Sam Sz. (dziś bez zajęcia - przyp. red.) powiedział, że złoży do sądu pozew o odszkodowanie za niesłuszny areszt, gdzie spędził dwa lata. - Zakończyła się wojna prokuratury ze mną - dodał. Zapowiedział złożenie do prokuratury zawiadomienia o "przestępstwie urzędniczym" w swej sprawie. Dodał, że nie chce wracać do policji. Wcześniej mówił, że nie spotkał się z sytuacją, "by ktoś z policji chciał mu pomóc". Sprawa stała się głośna, gdy w kwietniu 2004 r. szef policji z Wyszkowa (woj. mazowieckie) Andrzej Sz. trafił do aresztu. Prokuratura oskarżyła go, że w latach 1999-2002, za 14,5 tys. zł łapówek, przekazywał gangsterom informacje, w wyniku czego policyjne akcje przeciw terroryzującej okolicę grupie Sławomira O., ps. Uchal, kończyły się fiaskiem. Według śledczych Sz. "chciał sobie w ten sposób zapewnić spokój w obawie o dziecko". Proces przed Sądem Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia zaczął się w 2005 r. Na ławie oskarżonych zasiadło początkowo 15 osób: policjanci, strażnicy więzienni, którzy mieli organizować nielegalne widzenia z osadzonymi i dostarczać im telefony komórkowe; ławnik sądowy, który miał "załatwiać" uniewinniające wyroki (nieskutecznie) i lekarze wystawiający fałszywe zaświadczenia. 12 z nich dobrowolnie poddało się karze. Sąd skazał ich w lipcu 2005 r. na kary od roku w zawieszeniu do dwóch lat. Andrzej Sz. i dwaj inni policjanci postanowili, że będą walczyć o niewinność. Prokurator w SR wnosił dla Sz. o sześć lat więzienia i 20 tys. zł grzywny. Za wiarygodne uznał obciążające go zeznania świadka koronnego Wiesława P., ps. Koczis. Obrona i oskarżony domagali się uniewinnienia. Sz. mówił, że Wiesław P. pomawia go, mszcząc się za to, że "był skuteczny". Mec. Orliński zarzucał prokuraturze, że bezkrytycznie dała wiarę "Koczisowi", a zeznań skruszonego bandyty nie poparto "obiektywnymi dowodami". W kwietniu 2009 r. SR uniewinnił Sz. i drugiego policjanta Krzysztofa P. Na dwa lata więzienia w zawieszeniu skazano zaś trzeciego policjanta Jarosława W. - za przekazanie za 200 zł gangsterom informacji ze śledztwa o próbę kradzieży motocykla (które w konsekwencji umorzono - przyp. red.). Sędzia Mariusz Iwaszko mówił w uzasadnieniu wyroku SR, że gdy słowa świadka koronnego - czyli byłego przestępcy - są jedynym obciążającym dowodem, nie mogą być wystarczającą podstawą skazania. W październiku 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił apelację prokuratury jako "oczywiście niezasadną". SO podkreślił, że zeznania świadka koronnego nie mogą być jedyną podstawą skazania. SO utrzymał wyrok SR, bo jak mówiła sędzia Beata Wehner, prokuratura nie przedstawiła argumentów za jego uchyleniem. Według SO, SR nie naruszył zasady swobodnej oceny dowodów i prawidłowo wykazał, czemu zeznania świadka koronnego nie wystarczają do skazania. - Taki dowód musi być obudowany innymi dowodami - podkreśliła sędzia Wehner. Gang "Uchala" terroryzował Wyszków i okolice pod koniec lat 90. Źródłem jego dochodów były haracze od prowadzących działalność gospodarczą. Tych, którzy nie chcieli ulec, zastraszano, grożąc zabiciem, zamachem na rodzinę, podpaleniem. Sprawa "Uchala" i jego kompanów nie jest jeszcze prawomocnie zakończona. Przestępców obciążyły zeznania "Koczisa" i Waldemara S. Po postawieniu gangsterom zarzutów przeciw nim zaczęli również zeznawać zastraszani przedsiębiorcy.