Sędzia Monika Łukaszewicz wskazała w uzasadnieniu wyroku, że oskarżeni dochowali wszelkiej staranności w swoich działaniach, opinie biegłych zlecone przez sąd nie potwierdziły zaistnienia szkody. - Prokuratura powinna tak przygotowywać akta, aby po ich przeczytaniu sprawa była jasna; tu jednak tak nie było, a sąd przez cztery lata procesu musiał powtarzać wszystkie czynności - mówiła sędzia. Proces przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście dotyczył wydarzeń z 2002 roku. Według prokuratury ówczesne władze gminy Warszawa-Centrum zawarły niekorzystne umowy z belgijską firmą Madinco, z którą utworzyły spółkę Sedeco. Miasto miało przenieść prawo własności wniesionej do spółki działki przy ul. Złotej, wycenionej wówczas na 20 mln zł. W zamian Belgowie mieli wyburzyć na działce budynek byłej szkoły podstawowej i sfinansować rozbudowę szkoły przy ul. Miedzianej, gdzie przeniesiono uczniów ze Złotej. Na działce przy ul. Złotej spółka zamierzała postawić biurowiec. Władze stolicy za kadencji Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy w 2003 r. złożyły do prokuratury doniesienie o niegospodarnym zarządzaniu majątkiem i narażeniu miasta na duże straty przez zarząd gminy Centrum. Ustalenia prokuratury wykazały, że wycenę gruntu miano zaniżyć o ponad 9 mln zł. O niegospodarność przy podejmowaniu decyzji na szkodę miasta oskarżony został były prezydent stolicy Wojciech Kozak. Zarzuty postawiono również ówczesnym wiceprezydentom: Ryszardowi Miklińskiemu, Tomaszowi Sieradzowi, Jackowi Zdrojewskiemu i Tadeuszowi Gajewskiemu. Ponadto prokuratura postawiła także zarzuty niedopełnienia obowiązków wiceburmistrzowi byłej gminy Centrum Jerzemu Guzowi oraz byłemu dyrektorowi dzielnicy Wola Jackowi Bobrowskiemu. Tydzień temu prokuratura wniosła o kary w zawieszeniu dla wszystkich oskarżonych. We wtorek sąd uniewinniając wszystkich oskarżonych wskazał, że urzędnicy w swoich działaniach w 2002 r. opierali się na wycenie uprawnionego rzeczoznawcy. - Ta opinia nie jest podważona do dzisiaj, rzeczoznawca nigdy nie miał żadnych zarzutów, zaś panowie, którzy opierali się na tej opinii, byli oskarżeni, mimo że w tych sprawach są laikami - mówiła sędzia Łukaszewicz. Sąd dodał ponadto, że działania prowadzone przez władze miasta służą zaspokajaniu potrzeb mieszkańców, dlatego nie można ich oceniać jedynie przez pryzmat "pomnażania zysku". Wyrok jest nieprawomocny. Na jego ogłoszeniu nie stawił się prokurator. - Pojawiła się nowa tradycja uciekającego prokuratora, na ogłoszeniu wyroku w tak poważnej sprawie byłego zarządu stolicy organ państwowy nie miał odwagi pokazać się - mówił dziennikarzom obrońca Zdrojewskiego mec. Jacek Dubois. Z kolei Kozak powiedział po ogłoszeniu orzeczenia, że czekał pięć lat na tę chwilę. - Sprawa była koszmarem, przeszedłem przez wszystkie trzyliterowe instytucje w tym kraju, trzeba jeszcze poczekać, czy nie będzie odwołania prokuratury - mówił.