Jednak od stycznia tego roku fotoplastykon jest nieczynny. Jego właściciel Tomasz Chudy zlikwidował firmę i rozwiązał umowę najmu lokalu z urzędem Śródmieścia. Cenne urządzenie chce zaś sprzedać do muzeum. - Prawie nikt już tu nie przychodził. Ludzie zapomnieli o tej atrakcji, a ja nie mam pieniędzy na promocję. - mówi "Gazecie". Przyznaje: - Nie da się fotoplastykonu traktować w kategoriach komercyjnych. Gdyby ktoś zagwarantował budżet i pracowników, można by go zachować na miejscu. Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, zareagował błyskawicznie. Już wczoraj skontaktował się z właścicielem fotoplastykonu Tomaszem Chudym. - Zrobimy wszystko, żeby urządzenie pozostało na swoim miejscu i nadal działało. Jesteśmy umówieni z panem Chudym na poniedziałek. Rozważamy kilka scenariuszy: od udzielenia wsparcia obecnemu właścicielowi do odkupienia od niego fotoplastykonu - oznajmia Jan Ołdakowski, obiecując przekazać więcej szczegółów po poniedziałkowym spotkaniu. Zainteresowanie dyrektora Ołdakowskiego zabytkowym aparatem nie jest przypadkowe. Urządzenie w Al. Jerozolimskich ma swoją okupacyjną kartę. Było tajną skrzynką kontaktową Szarych Szeregów, kuźni powstańczych elit. Ludzie chronili się w nim też przed niemieckimi łapankami. Poza tym motyw fotoplastykonu zastosowano w muzeum jako element multimedialnej ekspozycji. - To niesamowite, tyle się w XX wieku działo w tym mieście: zabory, Powstanie Warszawskie, komunizm, a to urządzenie stało sobie w Alejach Jerozolimskich i przetrwało wszystkie dziejowe burze. Nie dopuścimy, by teraz zostało zlikwidowane - obiecuje Jan Ołdakowski.