Wydawnictwo ilustrują przedwojenne plakaty. Na jednym z nich - reklamie tygodnika "Rozwój" - żołnierz z miotaczem ognia tępi szczury, które mają pejsy i jarmułki ozdobione gwiazdą Dawida. Pod rysunkiem czytamy: "Rozwój" walczy o dobrobyt Polski, propagując solidarność narodową, pracę i organizację żywiołu polskiego; broni Polski przed zalewem żydowskim; łączy wszystkich Polaków pod hasłem "swój do swego po swoje". Książkowy kalendarz słowem wstępnym opatrzyła prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz. Urząd obdarował wydawnictwem m.in. współpracujących z nim artystów i organizacje, a w nowym roku planowany jest dodruk, bo wszystkie egzemplarze już się rozeszły. "Rzeczpospolita" zapytała stołecznych urzędników, czy Gronkiewicz-Waltz widziała kalendarz przed podpisaniem wstępu. - Nie wiem, mnie przy tym nie było - stwierdza rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk. Jak mówi, po rozmowie z dziennikarzami obejrzał kalendarz wraz z wiceprezydentem Włodzimierzem Paszyńskim i niestosowności się nie dopatrzyli. - To plakat antysemicki, ale w doborze ilustracji chodziło o to, żeby pokazać przedwojenną szkołę plakatu i emocje w dawnej Warszawie. Nie oszukujmy się, mamy się czego wstydzić, w tym czasie były silne antysemickie ciągoty - podkreśla Milczarczyk. Ocenia, że plakat "nikogo nie zachęci do antysemityzmu". - Kalendarz nie trafia do rąk osób o bardzo wąskich horyzontach - argumentuje. Były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss mówi, że jeśli byłby to błąd redakcyjny, a urzędnicy przeoczyli tę ilustrację, to by to zrozumiał. - Jeśli ktoś tego broni, jestem tym bardzo zasmucony - zaznacza. Nie wini jednak prezydent Warszawy, bo - jak mówi - ma ona pozytywny stosunek do Żydów. - Wiem jednak, że wysocy urzędnicy nie zawsze są w stanie przeczytać wszystkiego, co dostają do podpisu. Muszą ufać współpracownikom - dodaje.