- Tyle nieszczęścia spadło na naszą rodzinę, że nie dajemy już sobie z tym wszystkim rady. A władza ani myśli nam pomóc. Wszyscy są całkiem nieczuli, obojętni na cudze cierpienie. Chyba czekają na kolejną tragedię. A jak coś się zdarzy, to pewnie wszystko znowu spadnie na nas... Pani Jadwiga jest cała roztrzęsiona. Widać, że znajduje się w głębokiej depresji. 13 maja tego roku jej brat utopił się w studni. Mieszkał razem z 84-letnią matką i trzema psami. I właśnie te psy nie dają rodzinie ani chwili spokoju. Niedawno doprowadziły do nieszczęścia, a kolejne wisi dosłownie w powietrzu. - Matka została sama z trzema psami i zupełnie nie daje sobie z nimi rady - mówi pani Jadwiga. - Psy ją przewracają i gryzą. Ręce ma pokąsane do krwi. Chcieliśmy się pozbyć psów, które słuchały tylko brata, a teraz stały się groźne nawet dla domowników. Dzwoniłam do schroniska w Celestynowie, żeby zabrali zwierzęta. Tam powiedzieli, że jak będzie odpowiedni wniosek o interwencję od lekarza weterynarii, stwierdzający, że psy są agresywne, to zostaną one zabrane. Tylko tak się akurat złożyło, że lekarz weterynarii cały miesiąc był na urlopie... I wtedy doszło do dramatycznych wypadków. Psy poczuły sukę z cieczką. Przeskoczyły przez ogrodzenie posesji. Pech chciał, że drogą jechała na rowerze młoda kobieta. Psy ją zaatakowały i dotkliwie pogryzły. - Okropnie ją poraniły - pani Jadwiga zasłania oczy na samo wspomnienie tych dramatycznych scen. - Prawie całą łydkę jej wyrwały. Kobieta przez półtora miesiąca była na zwolnieniu. Tego feralnego dnia po ranną kobietę przyjechała karetka, a na posesję 84-latki policja i lekarz weterynarii z Domanic. Powiedział, że dwa psy nie są szczepione, ale ponieważ ich właściciel nie żyje, to wszystkie koszty pójdą na skarb państwa. Pogryziona złożyła jednak sprawę do sądu, a my zaczęliśmy się jeszcze bardziej bać, że psy znowu kogoś zaatakują. Cały czas szukamy pomocy, żeby weterynarz czy gmina zabrały psy do schroniska. Sama dzwoniłam do różnych schronisk. Owszem, chcieli zabrać, ale trzeba za to zapłacić. Tysiąc złotych od psa. Razem to 3 tysiące. Taka suma to dla nas majątek. Matka żyje z emerytury i nie starcza jej nawet na lekarstwa. I tak żyjemy w strachu, że znowu dojdzie do tragedii, bo psy są coraz bardziej agresywne. Uważamy, że skoro zmarł właściciel psów, to stały się one niejako bezdomne. To gmina powinna się nimi zająć i umieścić je, w schronisku. Ale oni nic nie robią, choć doskonale wiedzą, jakie to powoduje niebezpieczeństwo - żali się pani Jadwiga. Po śmierci syna 84-letnia kobieta, została w gospodarstwie sama, z 3 groźnymi psami. Czy za nie odpowiada? To kwestia prawna. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie jest w stanie zapanować nad zwierzętami, które także ją atakują. - Matka jest niedołężna - mówi córka. - Chodzi o dwóch kulach, bo ma zwyrodnienia stawów i kręgosłupa. Przeszła dwa udary mózgu. A teraz, po śmierci syna, całkiem zmarniała. I jeszcze te psy nie dają jej chwili spokoju. Rodzina cały czas stara się o umieszczenie zwierząt w schronisku. Była z interwencją u Powiatowego Lekarza Weterynarii w Siedlcach. Ten powiedział, że postara się pomóc i będzie rozmawiał z wójtem gminy Domanice oraz miejscowym lekarzem weterynarii. No i pewnie rozmawiał, bo 6 września obaj przyjechali na podwórko staruszki.