Ta kwota okazała się być psychologiczną barierą, która skłania klientów do rezygnacji z tankowania. Spadek w porównaniu do sprzedaży w analogicznym okresie ubiegłego roku wyniósł aż 10 proc. Dlatego operatorzy robią wszystko, aby na dystrybutorze cena zaczynała się cyfrą 4. To może być początek wojny cenowej na stacjach. Mimo przekroczenia granicy 100 dolarów za baryłkę ropy, nasi sprzedawcy zamiast podnosić, obniżyli stawki. Pomaga też umacniający się wobec dolara złoty. Trudno jednak przewidzieć, jak dalej potoczy się sytuacja. Na razie koncerny obserwują nawzajem swoje ruchy i dostosowują ceny do konkurencji, czyli utrzymują je poniżej 5 zł za litr. Wszyscy liczą chyba na rychły koniec zawirowań w Egipcie i ponowny spadek notowań ropy naftowej na światowych giełdach - przypuszcza "Dziennik Gazeta Prawna".