25-letni Michael C. próbował sprowadzić do Polski samochód z Niemiec i w tym celu skontaktował się z Grzegorzem K., właścicielem warsztatu samochodowego. Razem z nim i jego kolegą Krzysztofem M. miał wyjechać po auto na początku września 2006 r. W dniu wyjazdu Michael C. wziął ze sobą 14 tys. euro. Gdy nie odzywał się przez kilkanaście godzin, jego narzeczona zawiadomiła policję. Zwłoki 25-latka znaleziono kilka dni później pod Warszawą. Stołeczny sąd okręgowy skazał w sierpniu 2008 r. obu mężczyzn, z którymi pojechał student, na 25 lat więzienia. Wyroki stały się prawomocne, gdy utrzymał je w kwietniu zeszłego roku sąd apelacyjny. Od wyroku wymierzonego Krzysztofowi M. jego obrońca mec. Henryk Dzido wniósł jednak kasację do SN. - Nie można tego samego wymiaru kary orzekać wobec obu oskarżonych, w przypadku, gdy jeden z nich dominuje, a drugi jest tłem - mówił Dzido we wtorek przed sądem. Wskazywał, że M. był osobą podporządkowana Grzegorzowi K. i nie uczestniczył w fazie przygotowania przestępstwa. O oddalenie kasacji wnosił prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych - bliskich ofiary - mec. Ryszard Berus. Wskazywali oni, że twierdzenia obrony nie znajdują oparcia w materiale dowodowym. Argumentację prokuratury podzielił SN. - Ustalenia sądu I instancji w tej sprawie są prawidłowe i porażające, oskarżony dusił ofiarę i nie jest tak, że jego rola była drugorzędna. Obaj działali zgodnie i w porozumieniu z zamiarem zabójstwa - mówił sędzia SN Jan Rychlicki. W śledztwie ustalono, że K. i M. dojechali do Bełchatowa i w tamtym w rejonie, w odosobnionym miejscu zabili Michaela C. - dusząc go i bijąc. Zwłoki przywieźli w bagażniku do stolicy i porzucili na obrzeżach miasta. Komendant stołeczny policji powołał w tej sprawie specjalny zespół funkcjonariuszy z wydziału do walki z terrorem i zabójstw. Współpracowali oni m.in. z policjantami z komend wojewódzkich w Łodzi i Gdańsku. Przełomem było zatrzymanie w podwarszawskich Ząbkach ukrywającego się 34-letniego K. Mężczyzna przyznał, że wraz z kolegą, 30-letnim M., zamordował studenta. Sądy orzekające w sprawie podkreślały, że mężczyźni - wbrew swoim późniejszym deklaracjom - od początku mieli rabunkowe i zbrodnicze zamiary, a ich wyjaśnienia nie zasługują na wiarę. Wskazywano, że wyjazd z Warszawy nastąpił w piątek popołudniu, choć wiadomo, że w weekendy urzędy, w których trzeba załatwić niezbędne dokumenty, są zamknięte. Sąd I instancji podnosił także, że jeden z skazanych, który miał rzekomo zastąpić Amerykanina za kierownicą w drodze powrotnej - gdyby ten był zmęczony - nie miał nawet prawa jazdy. Krzysztof M., podobnie jak drugi ze skazanych, o przedterminowe warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać po upływie 22 lat.