Jerzy Jurecki, dziennikarz i współwłaściciel tygodnika, napisał w lutym w artykule "Ofiara, czy agent SB", że z materiałów znajdujących się w posiadaniu IPN wynika, iż ks. Mirosław Drozdek, kustosz sanktuarium na Krzeptówkach w Zakopanem, był w latach 80. tajnym współpracownikiem SB o kryptonimie Ewa. Ks. Drozdek publicznie temu zaprzeczył i wystąpił do sądu z pozwem przeciw Jureckiemu. Sąd zakazał dziennikarzowi publikowania informacji łączących osobę duchownego z tajnym współpracownikiem "Ewa". Jurecki powiedział, że do środy nie dotarło do niego postanowienie sądu. Środa to w redakcji dzień ostatecznego zamknięcia czwartkowego numeru pisma. W związku z tym, postanowienie sądu nie miało wpływu na zawartość najbliższego numeru. - Oddaliśmy już gazetę do druku. Do tej chwili nie otrzymaliśmy żadnego pisma z sądu - dodał Jurecki. 3 marca Sąd Okręgowy w Nowym Sączu wydał postanowienie zakazujące Jureckiemu publikowania informacji łączących osobę ks. Mirosława Drozdka z tajnym współpracownikiem SB o kryptonimie "Ewa". - W ubiegłym tygodniu ks. Drozdek wniósł do sądu pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko Jerzemu Jureckiemu. Równocześnie z pozwem złożył wniosek o wydanie zarządzenia tymczasowego i 3 marca sąd okręgowy uwzględnił częściowo ten wniosek, postanawiając na czas trwania postępowania udzielić zabezpieczenia roszczeniu powoda, poprzez zakazanie pozwanemu rozpowszechniania informacji łączących osobę powoda z tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL, o kryptonimie "Ewa" - powiedział rzecznik sądu, sędzia Bogdan Kijak. Sędzia dodał, że ks. Drozdek domagał się zakazania Jureckiemu publikowania jakichkolwiek informacji na temat tajnego współpracownika o kryptonimie "Ewa", ale sąd nie przychylił się do tego wniosku. Postanowienie podlega zaskarżeniu w terminie siedmiu dni od zapoznania się z nim przez strony postępowania. - Decyzję sądu znamy jedynie z mediów. Informacja ta jest dla mnie z jednej strony dobra, a z drugiej - zła. Dobre jest to, że ks. Mirosław Drozdek oddał sprawę do sądu, a to być może spowoduje, że będzie miał prawo zajrzeć do materiałów, jakie na jego temat gromadziła SB. W konsekwencji może spowoduje to, że wrogość, którą dziś kieruje na dziennikarza "Tygodnika Podhalańskiego", zostanie przeniesiona na pracowników byłej SB - powiedział Jurecki. - Zła wiadomość dla dziennikarza jest taka, że nie może pisać. Tę decyzję sądu, która - jak powtarzam - jeszcze do nas nie dotarła, traktuję jako tę część zapisów polskiego prawa, z którymi się nie zgadzam. Uważam, że w polskim prawie nie powinno być zapisów, które umożliwiają sądowi zakazanie publikacji materiałów przez dziennikarza - dodał Jurecki. Według Jureckiego, decyzja w sprawie reakcji na postanowienie sądu zapadnie po otrzymaniu oficjalnego pisma sądowego zakazującego publikacji. - Od treści tego postanowienia będzie zależeć, czy będziemy się odwoływać, czy nie i jakie kroki podejmiemy - powiedział dziennikarz. - Decyzja sądu, która zamyka nam usta, wpisuje się w krajobraz walki między władzą a mediami, wiążący się z wypowiedzią pana Kaczyńskiego na temat mediów. Pytanie, czy ona wpisuje się w sposób świadomy, czy nie. Moim zdaniem - nie. Zapewne jest to niefortunny zbieg okoliczności, że taka decyzja zamykająca dziennikarzowi możliwość publikacji, pojawia się akurat w czasie, gdy krajobraz relacji mediów i władzy nie jest najlepszy - podsumował Jurecki. Grupa osób związanych z władzami miejskimi Zakopanego wkrótce po artykule Jureckiego opublikowała oświadczenie, potępiające dziennikarza, "Tygodnik Podhalański" i nawołujące do bojkotu tego pisma. Trwa zbiórka podpisów pod oświadczeniem. W ostatnich dniach oświadczenie z niewielkimi zmianami zostało rozesłane do mieszkań i domów na terenie Podhala.