Debatę pod hasłem "Depresja - żeby halny nikogo nie zabrał" zorganizowało w Zakopanem starostwo tatrzańskie. Niewiele wiemy o depresji, nawet lekarze nie zawsze potrafią ją rozpoznać. W dyskusji uczestniczyli lekarze z Warszawy i Krakowa, lokalni psychiatrzy, duchowni, pracownicy podhalańskiej opieki społecznej i policji. - Edukacja, jak rozpoznawać depresję, jest bardzo ważna - mówiła dr hab. Dominika Dudek, z krakowskiej Kliniki Psychiatrii Dorosłych Collegium Medicum UJ. - Niestety, często nawet stykający się jako pierwsi z pacjentem lekarze pierwszego kontaktu nie potrafią jej zdiagnozować. Zalecają na przykład środki uspokajające, a one tylko maskują objawy, nie usuwając przyczyny. Tymczasem nie trzeba wiedzy medycznej, by zapamiętać kilka podstawowych objawów depresji, takich jak choćby smutek, którego, choć łatwo pomylić ze złym nastrojem, nie można lekceważyć. - Depresji towarzyszy też anhedonia - niemożność odczuwania przyjemności, utrata zainteresowań - wyjaśniała dr Dudek. - Inne objawy to szybkie zmęczenie, spadek energii, przez najbliższych często odbierane jako lenistwo, spadek samooceny, zaburzenia snu, spadek lub wzrost łaknienia. Niezdiagnozowana, nieleczona depresja prowadzi do pogorszenia zdrowia, uzależnień, negatywnie wpływa na życie rodzinne i zawodowe, przede wszystkim jednak bardzo często prowadzi do prób samobójczych - ich ryzyko jest tu 50-krotnie większe niż w skali całej populacji. - Najbardziej narażeni są mężczyźni w wieku powyżej 45 lat, samotni - zwłaszcza po rozwodzie czy owdowieniu, nadużywający alkoholu - zaznaczała dr Dudek. O tym, jak poważnym zagrożeniem na Podhalu są samobójstwa, przekonywały statystyki sporządzone przez dr. Iwonę Koszewską, z warszawskiego Instytutu Psychiatrii, w oparciu o dane z lat 1999-2007 ze szpitali naszego powiatu i policji. Według nich odsetek osób leczonych pod kątem zaburzeń psychicznych jest wyższy niż w Polsce, wyższa jest również dynamika, z jaką na Podhalu przybywa takich osób, zwłaszcza leczonych z powodu nadużywania alkoholu. Ma to niestety bezpośrednie przełożenie na wskaźniki liczby samobójstw. - W latach 1999 - 2007 wskaźnik ten był średnio 1,7 razy wyższy niż średnia dla Polski, ale w wyjątkowym roku 2003 w powiecie tatrzańskim popełniono aż 2,7 razy więcej samobójstw niż wynosiła średnia dla kraju - alarmowała dr Koszewska. W powyższych latach prób samobójczych - takich, które ujrzały światło dzienne - było pod Tatrami 130, zgonem zakończyło się 117 z nich, z tego 11 ofiar nie miało ukończonych 18 lat, a w każdej grupie wiekowej przeważali mężczyźni. - U nas na Podhalu mężczyznom ciężko przyznawać się do problemów czy smutków - mówił psychoterapeuta Joachim Brzozowski. - Często jest tak, że dowcip, poczucie humoru, dobra zabawa i grono przyjaciół jest maską dla problemów. Sam mam przed oczami taką osobę, która niestety udanie targnęła się na swoje życie. - Na pewno zagrożenie potęguje wiatr halny - przyznawała dr Koszewska. - Wszędzie wiatry fenowe powodują takie same objawy - obniżenie nastroju, podenerwowanie, agresję. Trzeba więc się edukować i nie traktować psychiatrii po macoszemu - co zdarza się na niektórych akademiach medycznych. - Najgorzej, gdy wokół potrzebującego nie ma wyciągniętej na pomoc ręki - dodał wicestarosta tatrzański, Andrzej Skupień. LK