Piątkowe popołudnie, trasa z Nowego Sącza do Krynicy. W Łabowej w rowie leży rozbity bus. Wokół niego tłumek rozhisteryzowanych dzieci błaga o pomoc ekipę przypadkowo przejeżdżającej karetki. Ratownicy jechali do kobiety w ciąży, ale momentalnie rzucają się do pomocy ofiarom wypadku. Z chaotycznych krzyków lżej rannych dzieci wynika, że w grupkę uczniów zmierzających do szkoły uderzył rozpędzony bus. Jedenaście osób jest poszkodowanych, dwie nie żyją. Nieprzytomny nurek i głuchy zawałowiec Ekipa karetki przystępuje do akcji. Reanimacji wymagają trzy osoby, a ratowników jest tylko czterech. Ale nie dają za wygraną. Zanim przybędą strażacy i kolejne karetki, muszą powstrzymać umieranie kolejnych osób. Niestety, po chwili umierają kolejne trzy osoby. Po wypadku w Łabowej ekipa INTERIA.PL rusza w kierunku Starego Sącza. Za miastem, nad pobliskim stawem na pomoc czeka nurek, który zasłabł 20 metrów pod wodą. Miał szczęście, bo na powierzchnię wyciągnął go kolega. Ale jego życie zależy teraz od trafnej decyzji ratowników przybyłych na miejsce zdarzenia. Obserwujemy, jak nieszczęsnym nurkiem zajmuje się ekipa pogotowia z Radomia. Doktor Piotr Jóźwiak diagnozuje chorobę kesonową i decyduje się wezwać śmigłowiec, który przetransportuje pacjenta do Gdyni, gdzie znajduje się jedyna w Polsce komora do leczenia tego typu przypadków. Tym razem nurek miał szczęście - trafił na ekipę, która nie pozwoliła mu umrzeć. A my wsiadamy do samochodu i ruszamy do następnego wezwania. Do remizy strażackiej w Rytrze zgłosił się pacjent uskarżający się na silne bóle w klatce piersiowej. Dla załóg karetek to standardowe wezwanie - zawał lub stan przedzawałowy. Ale gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że jest pewien problem... Pacjent jest głuchoniemy. Niewielu ratowników potrafi posługiwać się językiem migowym, pozostaje więc kartka papieru i długopis. Trzeba odpowiednio zdiagnozować pacjenta i podać właściwe leki. No i kolejny raz niezbędny będzie śmigłowiec, bo chory jest w stanie zagrażającym życiu. Śmigłowiec zabiera głuchoniemego zawałowca a my ruszamy drogą w kierunku Krynicy. Zabawa z niewybuchami Robi się ciemno, a my lądujemy w okolicach Wierchomli. Przyciągają nas błyskające światła karetki. Na miejscu okazuje się, że dwóch nastolatków bawiło się, wrzucając do ogniska znalezione niewybuchy. Na tragedię nie trzeba było długo czekać. Silna eksplozja ciężko raniła jednego z nich, drugi zdołał wezwać pomoc. Za chwilę czterech ratowników co sił w nogach biegnie w kierunku ogniska. Ocalały chłopak ciągnie ich w kierunku rannego kolegi. Zamiast uspokoić go i przeprowadzić wywiad na temat całej sytuacji, kierownik zespołu wbiega do strefy zagrożenia wybuchem. Druga eksplozja rozrywa go na strzępy, ale pozostali przy życiu ratownicy dają sobie radę bez niego. A my zostawiamy płonące ognisko i ruszamy do wypadku samochodowego na trasie z Piwnicznej do Muszyny. Po chwili w przydrożnym rowie widzimy rozbitego malucha. To typowy wypadek, do jakich dochodzi w czasie weekendów na wsiach. Wracający z dyskoteki młodzieńcy przeszarżowali i teraz ich życie zależy od szybkiej reakcji ratowników. Pasażer rozbitego malucha jest w dość dobrym stanie, ale kierowca musi być poddany reanimacji. I jak najszybciej przewieziony do szpitala. W tym przypadku nie może liczyć na przylot śmigłowca, które nie latają po zmroku. Ale ratownicy świetnie dają sobie radę również bez wsparcia "śmigła". To tylko ćwiczenia Wszystkie opisane przez nas sytuacje nie wydarzyły się naprawdę. To tylko niektóre z zadań, które czekały na uczestników IV Mistrzostw Polski w Ratownictwie Medycznym i Drogowym, które od czwartku do niedzieli rozgrywano na terenie powiatów nowosądeckiego i Stara Lubownia na Słowacji. Wzięli w nich udział najlepsi ratownicy medyczni z całej Polski i Słowacji. 75 ekip rywalizowało o tytuł najlepszej, a przy okazji podnosili swoje kwalifikacja. Kilkadziesiąt karetek poruszało się od punktu do punktu, zaliczając kolejne zadania. Liczyły się indywidualne umiejętności, sprawna współpraca w grupie, ale czasami także zwykłe szczęście. Najlepsi okazali się ratownicy z Siedlec. Wyprzedzili załogi karetek z Kwidzyna i Poznania. Ale największymi zwycięzcami imprezy będą ci wszyscy, którzy unikną śmierci, dzięki wiedzy, jaką zdobyli w czasie mistrzostw ratownicy. Zobacz galerię zdjęć z IV Mistrzostw Polski w Ratownictwie Medycznym i Drogowym! Szymon Jadczak