Zdjęcia Feiningera, ukazujące specyficzny klimat lat 40., przyniosły mu międzynarodową sławę i status artysty; dziś należą do klasyki fotografii. Feininger, z wykształcenia architekt, po przyjeździe do USA na przełomie lat 30. i 40. jako fotograf szczególnie zainteresował się architekturą Nowego Jorku. Fotografował widoki Manhattanu, drapacze chmur, nowojorskie mosty, nabrzeża i porty, ale też ulice, uliczne korki, targi rybne, sklepiki i stragany Żydów, Chińczyków, Niemców, Włochów, Greków czy Syryjczyków. Urodzony w Paryżu, wychowany i wykształcony w Niemczech, patrzył na Nowy Jork i Amerykę oczami Europejczyka zafascynowanego innym światem. - Włócząc się dniami i nocami po fascynujących ulicach, nabrzeżach i mostach Nowego Jorku fotografowałem wszystko, co wydawało mi się charakterystyczne, interesujące lub po prostu piękne - wspominał. Czasami, z gąszczu pozornie nieatrakcyjnych widoków Nowego Jorku, wyławiał układy kompozycyjne, którymi budował w kadrze oryginalne obrazy miasta. Lubił zaskakujące ujęcia, oparte na kontrastach. Poprzez zderzanie przeciwieństw ukazywał nienaturalność czy wręcz obcość pewnych obiektów poza ich zwykłym otoczeniem. Tak jest w przypadku fotografii ceglanego kościółka św. Pawła w centrum Manhattanu, gigantycznych transatlantyków niemal wpływających z nabrzeży na ulice Nowego Jorku albo zdjęć gmachu Empire State Building, widzianego z odległości 22 km - pośród łąk i podmiejskich pagórków. - Gdy pełen inwencji fotografik dostrzega coś, co go inspiruje, w jego umyśle powstają obrazy i skojarzenia myślowe. Sylweta wielkiego miasta widziana z oddali może wyglądać jak dzieło giganta, a drapacze chmur - jak nagrobki prehistorycznego ludu - podkreślał Feininger. Fotografie Feiningera to czasem także niemal malarskie szkice ładnych widoków lub magicznych momentów: śnieżyca nad dachami Nowego Jorku, drapacze chmur we mgle, skrząca się w słońcu panorama plaży w Coney Island albo dwójka umorusanych dzieciaków w brooklyńskich dokach. - Fotografia - język postrzegania - jest moim środkiem wyrazu. Wypełnia ona lukę między językiem mówionym a pisanym, dlatego jest idealnym sposobem porozumiewania się na całym świecie - tłumaczył fotografik, dodając, że aparat fotograficzny jest dla niego tym, czym maszyna do pisania dla dziennikarza i pisarza. Andreas Feininger urodził się w 1906 r. w Paryżu w rodzinie amerykańskiego malarza Lyonela Feiningera. Kilka lat później Feiningerowie przenieśli się do Niemiec. Andreas uczył się w Berlinie, a potem w szkole Bauhausu w Weimarze, w której jego ojciec był nauczycielem. W drugiej połowie lat 20. Andreas studiował architekturę w Weimarze i Zerbst. W tym czasie zainteresował się fotografią. Próbował pracy architekta w Niemczech, następnie w pracowni Le Corbusiera w Paryżu, potem przeniósł do Szwecji. Z czasem poświęcił się fotografii architektury, publikując zdjęcia w czasopismach fachowych. Na przełomie lat 30. i 40. wyemigrował do Nowego Jorku, gdzie spotkał rodziców, którzy opuścili hitlerowskie Niemcy w 1937 r. Zaczął pracę dla agencji fotograficznej Black Star, ale wkrótce przeniósł się do magazynu "Life". Od 1943 do 1961 r. był etatowym pracownikiem tego czasopisma. Jako reporter zjeździł wszystkie stany Ameryki, Kanadę i Meksyk, jednak jego największą fotograficzną fascynacją na zawsze pozostał Nowy Jork. "Life" odegrało kluczową rolę w kształtowaniu nowoczesnego dziennikarstwa, kładącego nacisk na informację tekstową, zobrazowaną zdjęciami i kreującego zupełnie nowy zawód - fotoreportera. Szybko stało się prestiżowym czasopismem, pozyskując znakomitych pisarzy i fotografików. Na łamach "Life" publikował m.in. Ernest Hemingway oraz legenda fotografii prasowej Robert Capa. Feininger fotografował do lat końca lat 80. Zmarł w 1999 r. w Nowym Jorku w wieku 93 lat. Wystawę "Andreas Feininger. Nowy Jork, lata czterdzieste" zorganizowało Międzynarodowe Centrum Kultury we współpracy z Konsulatem Generalnym Stanów Zjednoczonych w Krakowie. Fotografie Feiningera można oglądać do końca sierpnia.