Przez dwa dni weterynarz z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie Marek Tischner i specjalista od użytkowania koni w asyście pracowników TPN i działaczy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami badali wszystkie konie, które wywoziły turystów z Polany Palenicy na Włosienicę. By tam dotrzeć, zwierzęta muszą pokonać siedem kilometrów po asfaltowej drodze, która wznosi się ponad 400 metrów. Zgodnie z bardzo rygorystycznie egzekwowanym regulaminem, na wozie nie może być więcej niż 14 osób. Dokładne badania wysiłkowe Po chwili odpoczynku weterynarz badał tętno u koni, oddechy, ruch, odwodnienie i perystaltykę jelit. Są to ważne parametry, które bierze się pod uwagę także u koni rajdowych. - Zdarza się oczywiście, ze któryś koń ma gorsze parametry, bo one dopiero rozpoczynają sezon i wiele z nich wyszło ze stajni bez treningu, ale generalnie jestem mile zaskoczony ich stanem - mówi weterynarz Marek Tischner. Znając wcześniejsze publikacje w prasie czy internecie, weterynarz spodziewał się znacznie gorszej kondycji zwierząt. Niektórym oczywiście wzrastało tętno i przyspieszał oddech, szczególnie kiedy wyszło słońce i zrobiło się cieplej, ale rano, kiedy było chłodniej, część koni po wejściu na Włosienicę z wozami pełnymi turystów miało tętno niewiele odbiegające od spoczynkowego. Nie stwierdzono, by któreś były zagłodzone, maltretowane czy zaniedbane. Niektóre konie wchodziły z pulsometrem, który rejestrował każde uderzenie ich serca. Weterynarz chce teraz porównać wynik uzyskany z tego rejestratora z profilem trasy i zobaczyć, jak konie znoszą najbardziej strome odcinki drogi. Praca nie jest ponad siły zwierząt - To są badania wysiłkowe, na wzór tego co robi się w "dużym" sporcie - mówi specjalista od koni Maciej Jackowski. Podobne badania wykonuje się u koni biorących udział w rajdach długodystansowych. Jak zapewnia, nie stwierdzono, by któryś kulał czy miał problemy z chodem. Wszystkie miały wyniki w górnych granicach normy. Konie wchodziły jeden raz w ciągu dnia, ale wybrano też takie, które po odpoczynku drugi raz wywiozły wóz z turystami. Okazało się, że ich parametry były niemal identyczne z tymi uzyskanymi po pierwszym wejściu. Zdaniem Jackowskiego, wskazuje to na to, że ta praca nie jest ponad ich siły. Potwierdzają to także specjalne wyliczenia. Liczy się tak zwaną normalną siłę pociągową: ciężar, jaki koń może ciągnąć przez cały dzień bez uszczerbku na zdrowiu. Są na to specjalne wzory i normy, według których konie na drodze do Morskiego Oka mogłyby ciągnąć wóz o wadze przekraczającej nawet trzy tony. Tymczasem załadowany turystami waży średnio o połowę mniej. Z badań i wyliczeń wynika więc, że koniom na drodze do Morskiego Oka nie dzieje się krzywda. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zwraca jednak uwagę, ze duża część przebadanych koni to nowe nabytki. Są to zwierzęta kupione pod koniec ubiegłego lub na początku bieżącego roku, które jeszcze nie były mocno eksploatowane. Towarzystwo będzie chciało teraz sprawdzić, co stało się z tymi końmi, które były badane w ubiegłym roku, a do ostatnich badań już ich nie przedstawiono. Śmierć konia Jordka Szczegółowe badania koni prowadzone są już po raz kolejny. Rozpoczęto je na wniosek organizacji broniących praw zwierząt po tym, jak film z padającym koniem Jordkiem obiegł internet. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie, uznając, że przyczyną śmierci Jordka nie było jego zamęczenie czy zawał serca, a kolka, która prawdopodobnie doprowadziła do skrętu jelit, co się niestety koniom zdarza. Niemal wszyscy internauci byli jednak przekonani, że konia zamęczono w okrutny sposób wyłącznie z wyrachowania i chęci wzbogacenia się fiakra. Tatrzański Park Narodowy, który wydaje licencje na wożenie turystów drogą do Morskiego Oka, był atakowany, że zezwala na takie praktyki. By uciąć te dyskusje i sprawdzić, jaka jest rzeczywista kondycja koni, wprowadzono obowiązkowe badania.