- Ewa Sz. polecała i organizowała podrabianie dokumentów w postaci tłumaczeń umów kupna-sprzedaży i dokumentów rejestracyjnych samochodów. Podrobiła też sama co najmniej 26 dokumentów - powiedziała Marcinkowska. Podejrzana składa wyjaśnienia; nie przyznaje się do winy. Nie zapadła jeszcze decyzja o jej ewentualnym tymczasowym aresztowaniu. Policja od środy prowadziła przeszukanie w biurze tłumaczeń w Krakowie i w ponad 30 jego filiach w całym kraju. Funkcjonariusze zabezpieczali dokumenty i twarde dyski komputerów. Jak dowiedzieliśmy się , do filii biur - które znajdują się blisko urzędów celnych - trafiali głównie klienci, którzy sprowadzali do Polski samochody. W krótkim czasie otrzymywali oni przetłumaczone dokumenty, bo pracownicy tych punktów mieli puste karty z pieczątką i podpisem przysięgłego tłumacza. Marcinkowska nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, czy klientom, którzy korzystali z tłumaczeń sporządzonych sprzecznie z procedurami będą groziły jakieś konsekwencje. - To zależy od tych, którzy wydają dane dokumenty. Domniemywam jednak, że trzeba będzie powtórnie dokonywać tłumaczeń, ale oczywiście w wypadku, gdy będzie ustalone, że dany dokument jest podrobiony czy sfałszowany - powiedziała. Dodała, że sprawę bada też Urząd Kontroli Skarbowej. Właścicielce biura tłumaczeń grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.