Dziś przegrywa wojnę z nieuczciwą konkurencją. Łąckiej śliwowicy grozi... śmierć - alarmują wójt Łącka Franciszek Młynarczyk i starosta nowosądecki Jan Golonka - pisze "Gazeta Krakowska". Śliwowica jako alkohol destylowany w warunkach domowych jest bimbrem i produkcja oraz obrót nią są w Polsce nielegalne. Faktycznie wobec znacznej renomy i wysokiej jakości śliwowicy lokalne władze nie ścigają tego procederu. Śliwowica - sama w sobie nielegalna - jest podrabiana na potęgę. Rynek zalewa fala fałszywek "łąckiej" z ukraińskim spirytusem wlewanym do butelek opatrzonych popularną etykietką ze śliwkami. Fala podróbek może sprawić, że śliwowica łącka straci swoją renomę. Rynek zalewają setki litrów fałszywej śliwowicy. Producenci nie są w stanie bronić się przed podróbkami, bo ich trunek też jest... nielegalny. Śliwowicę cenią koneserzy alkoholi z całej Europy, a upominek w postaci flaszki z charakterystycznymi śliwkami na etykiecie dostaje każdy minister odwiedzający Sądecczyznę. Nielegalny trunek został wpisany przez ministra kultury na listę dóbr kultury niematerialnej, a nazwa "łącka śliwowica" jest zastrzeżona w urzędzie patentowym. - I co z tego, skoro i tak musimy sprzedawać ją spod lady - żali się wójt Łącka Franciszek Młynarczyk. Według niego, w ciągu ostatniego półrocza na rynek trafiło kilka tysięcy litrów fałszywej "łąckiej". - To podróbki żałosnej jakości: śliwowica rozcieńczana wodą destylowaną albo ukraiński spirytus upodobniony wyglądem do naszego trunku. Jeżeli nic się nie zmieni, śliwowica łącka straci renomę, na którą pracowały pokolenia. Wójt Łącka i starosta nowosądecki Jan Golonka od lat starają się przekonać władze resortów finansów i gospodarki do legalizacji "łąckiej". Ministrowie chcą jednak, by handlujący śliwowicą odprowadzali do budżetu podatek akcyzowy. A o tym sadownicy nie chcą słyszeć. Twierdzą, że obłożenie produkcji śliwowicy akcyzą, spowodowałoby wzrost jej ceny o blisko 100 proc. A produkcja łąckiego trunku i tak jest kosztowna: aby rozlać do butelek 5-6 litrów wódki, trzeba zużyć około sto litrów śliw. Dlatego za pół litra dobrej jakości śliwowicy i trzeba zapłacić około 50 zł. Sadownicy przekonują, że jeżeli cena podskoczy do 100 zł, to automatycznie stracą połowę dotychczasowych klientów. - Nie rozumiem dlaczego rząd nie widzi możliwości, aby potraktować śliwowicę jako przetwór owocowy, tylko koniecznie chce ją wrzucić do worka z produktami spirytusowymi obciążonymi wysokim podatkiem. Słowacy rozwiązali już ten problem, a my nie potrafimy - oburza się starosta Golonka. Wzorce prawa legalizującego produkcję alkoholi w gospodarstwach rolnych, zgodnego z wymogami UE mamy na Słowacji, w Bułgarii, Austrii. Moglibyśmy z nich skorzystać! W lutym 2006r. ówczesny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel podczas wizyty w Nowym Sączu ogłosił, że słynna łącka śliwowica będzie mogła być niebawem produkowana i sprzedawana legalnie. Powołał międzyresortowy zespół fachowców, którzy w ciągu sześciu miesięcy mieli przygotować propozycje rozwiązań prawnych satysfakcjonujących zarówno dla sadowników jak i dla skarbu państwa. Do dziś nie ma żadnych efektów pracy zespołu Jurgiela, co potwierdzają zgodnie Golonka i Młynarczyk. Obu samorządowców zaproszono do współpracy. Przez półtora roku bezskutecznie próbowali bronić śliwowicy przed akcyzą. Dziś bezradnie rozkładają ręce. Nie wiedzą również jak obronić śliwowicy przed podróbkami. Gdyby była legalna każdy sadownik, który "pędzi", mógłby zamieścić na etykiecie swoje nazwisko i adres - to byłaby gwarancja, że nie wleje do butelki byle czego. Dziś żaden - nawet najbardziej uznany producent nie podpisze się pod czymś, za co może stanąć przed sądem. Nawet jeśli produktem pochodzącym z przestępstwa delektują się ministrowie.