Zapisywanie do żłobka dziecka, które jeszcze się nie urodziło albo znalezienie przedszkola na drugim końcu miasta to w Krakowie zjawisko już normalne. W tym roku miało być inaczej: po raz pierwszy rodzice mogli rejestrować swoje dzieci przez Internet. Żeby zwiększyć szansę przyjęcia, rezerwować mogli miejsca w trzech przedszkolach jednocześnie. Miało to ułatwić i uporządkować rekrutację. Na planach się skończyło. Elektronika i dramaty Niespełna trzyletnia Martynka, córka Ewy Glichowskiej, nie została przyjęta do przedszkola. Jako powód podano fakt, że tylko jedno z rodziców pracuje. - Sąsiedzi śmieją się, że Martynka nie zdała do przedszkola - mówi jej mama. - Mieszkamy na Ruczaju. Jest tu bardzo wiele młodych rodzin z dziećmi, a o miejsce w przedszkolu jest trudno. Nawet przedszkola prywatne wywieszają listy rezerwowe. Brak miejsca w przedszkolu dla Martyny, to dla jej mamy kolejny rok, w którym nie może podjąć pracy. - Mój Beniamin też się nie dostał - mówi Magdalena Krawczyk, matka trzylatka. - Będę się odwoływać. Słyszałam o rodzinach, w których przyjęto sześciolatka, ale trzyletniego brata, już nie. Kierowniczka przedszkola powiedziała, że nie przyjęto nawet dzieci jej pracownic. - Elektroniczny system rekrutacji działa bez emocji, choć już na miejscu dochodziło do wielu dramatów - twierdzi Teresa Stelmach, dyrektorka przedszkola nr 10. W kierowanym przez nią ośrodku przypadało w tym roku dwoje dzieci na jedno miejsce, choć od zeszłego roku placówka powiększyła się. Teraz może przyjąć aż 200 dzieci.