Za trzy lata w szkołach prawdopodobnie pojawi się wspólny, polsko-niemiecki podręcznik historii, opracowany na wzór podręcznika francusko- niemieckiego - donosi "Gazeta Krakowska". Książka powinna trafić do szkół średnich i gimnazjów. - Oczywiście nie ma to być jedyny podręcznik historii. Nie zastąpi istniejących. Będzie materiałem pomocniczym - mówi wiceminister edukacji Krzysztof Stanowski, który właśnie wrócił z podróży do Niemiec. Rozmawiał o pomyśle m.in. z ministrami edukacji narodowej poszczególnych landów. Jego zdaniem, już za trzy miesiące mogą rozpocząć się prace nad podręcznikiem. Do tej pory należy tez powołać komisje polskich i niemieckich historyków. Przed nimi mozolna praca. Podręcznik ma obejmować wspólne dzieje obu krajów nawet od zjazdu gnieźnieńskiego aż do współczesności. Jednak Stanowski jest pełen optymizmu. - Praca może pójść sprawniej niż opracowanie niemiecko- francuskiego podręcznika, ponieważ nasi naukowcy pracują razem już od wielu lat - mówi Stanowski. Polska i Niemcy mają już wspólną komisje ds. podręczników, która opiniuje wzajemnie nauczanie historii. W komisji pracował m.in. profesor Janusz Tazbir, historyk z Polskiej Akademii Nauk. - Najwięcej kontrowersji budził zakon krzyżacki, w tej sprawie nie doszliśmy do porozumienia - mówi profesor. Niemieccy historycy są bowiem zdania, ze nie był to wyłącznie zakon skupiony na militarnej ekspansji, ale ze także szerzył cywilizacje, naukę czy tez rozbudowywał siec dróg. Na to nie chcieli zgodzić się polscy naukowcy. Profesor Andrzej Chwalba z Uniwersytetu Jagiellonskiego nie ma złudzeń, że najtrudniej polskim i niemieckim historykom będzie znaleźć wspólny język dla opisania dramatycznych dziejów XX wieku. - W Niemczech podręczniki nie potępiają stalinizmu w takim stopniu, jak to jest w Polsce. Dla nas stalinizm to totalitaryzm równie okrutny jak faszyzm. Dla Niemców to Hitler jest złem absolutnym. Doceniają rolę Stalina w antyfaszystowskiej koalicji, chwalą sprawiedliwość społeczną i opiekuńczość stalinowskiego państwa - tłumaczy profesor. Z pewnością spór wywoła też relacja z ustalania granic po II wojnie światowej i drażliwy temat wypędzeń. - W niemieckich szkołach mówi się o krzywdzie Niemców wysiedlonych po wojnie w 1945 i 1946 r. Uczniowie dowiadują się, ze było to konsekwencją II wojny światowej, którą wywołali niemieccy faszyści. Na próżno szukać jednak informacji o Polakach wypędzonych w 1939 r. na przykład z Gdyni - uważa Andrzej Chwalba. Z innymi uczuciami polska i niemiecka szkoła ukazuje Holokaust. W Niemczech jest ukazywany jako gigantyczny cywilizacyjny dramat. Polacy zaznaczają przede wszystkim aspekt ludobójstwa, zbrodni przeciw człowiekowi. Stronie polskiej zależy, by niemiecka młodzież uczyła się więcej o Powstaniu Warszawskim. W niemieckich podręcznikach to zdarzenie tylko się wymienia, często bywa mylone z powstaniem w getcie żydowskim - przyznaje prof. Chwalba.