Skomplikowana operacja szczęki była konsekwencją wypadku, do którego doszło w środę w Przedszkolu Integracyjnym nr 4 w Nowym Sączu. Rodzice 6-letniej dziewczynki, która przewróciła się na placu zabaw i uderzyła brodą o metalowy element twierdzą, że ich córka nie miała właściwej opieki, a po zdarzeniu przedszkolanki zbagatelizowały sprawę. 6-letnia Majka zbiegała z niewielkiej górki na placu zabaw. Straciła równowagę i wpadła na barierkę. Rozcięła wargę i - jak się później okazało - poważnie uszkodziła szczękę. Zęby i dziąsła zostały przesunięte w głąb jamy ustnej, więc konieczna była operacja. Dopiero za kilka tygodni będzie wiadomo, czy była na tyle udana, by nie trzeba było wykonywać kolejnych zabiegów. - Moim zdaniem dziecku nie zapewniono właściwej opieki, skoro doszło do tak poważnego wypadku - twierdzi ojciec rannej 6-latki. - Opiekunki nie wezwały karetki pogotowia, tylko zadzwoniły po nas z informacją, że córka przewróciła się na trawie. Dopiero w szpitalu okazało się, że uraz jest dużo poważniejszy niż przypuszczaliśmy na podstawie opisu zdarzenia. Rodzi się też pytanie o bezpieczeństwo na placach zabaw sądeckich przedszkoli. Już sama taka górka stanowi potencjalne zagrożenie. Jeśli do tego dodać metalowe elementy, których pełno na takich przedszkolnych podwórkach, to o tragedię nietrudno. Dyrektor przedszkola Irena Małek przekonuje, że wszystkie sprzęty dostępne na placu zabaw mają aktualny przegląd gwarantujący, że są bezpieczne. Materiał, z którego zostały wykonane, nie ma w tym przypadku decydującego znaczenia, bo do podobnych wypadków mogłoby dochodzić także wtedy, gdyby dziecko wpadło na element zbudowany z drewna czy plastiku. To dlatego, już po zdarzeniu, Rada Rodziców nie zgadza się na usunięcie konstrukcji stojących na placu zabaw, bo wtedy ich dzieci po prostu nie miałyby na czym się bawić. Irena Małek odpiera też zarzuty dotyczące bagatelizowania zdarzenia i faktu, iż po wypadku nie wezwano pogotowia. - Postępowaliśmy zgodnie z procedurą - podkreśla Irena Małek. - A mówi ona, że jeśli dziecko jest przytomne, to wzywa się rodziców, nie pogotowie. Wszystkie opiekunki zaliczyły obowiązkowy kurs pierwszej pomocy i takiej pomocy udzieliły rannemu dziecku. Gdy przyjechał tata Majki, dziewczynka była już spokojna. Rozumiem, że zagrały emocje, a wtedy trudno o obiektywny ogląd sytuacji. Zapewniam jednak, że dzieci miały właściwą opiekę, bo na placu zabaw były trzy opiekunki. Wszystkich przedszkolaków traktują jak własne dzieci, bo przecież większość z nich znają od dawna. Majka jest u nas już trzy lata, więc dobrze znamy to dziecko. W "czwórce" nie było dotąd wypadku, a plac zabaw dwa lata z rzędu wygrywał w konkursie Urzędu Miasta na najlepszy przedszkolny ogródek w Nowym Sączu. Niewielka górka nie jest jedyną w mieście, bo podobną ma np. Przedszkole Jaś i Małgosia. Teoretycznie ma to być dodatkowa atrakcja gwarantująca przy okazji właściwy rozwój motoryki ruchowej dziecka. - Pracuję w przedszkolach od ćwierć wieku, a tym kieruję od kilku lat. Gdybym nie miała pewności, że personel jest dobrze przeszkolony i przestrzega zasad bezpieczeństwa, to nigdy bym tej funkcji nie przyjęła - podkreśla Irena Małek. - Powołaliśmy komisję badającą ten wypadek, a dalsze posunięcia będziemy konsultować z Radą Rodziców. SZEL