Według Andrzeja Jaworskiego, kierownika placówki, ta dramatyczna sytuacja to skutek mody na amstaffa. - W 2007 roku przez nasz azyl przewinęły się 73 psy tej rasy! Wielu krakowian chciało mieć modnego psa, ale zupełnie nie wiedziało nic o jego charakterze i predyspozycjach - zauważa. - Gdy pojawiły się kłopoty, postanowili się psów pozbyć - dodaje. Według pracowników schroniska do masowego wyrzucania z domu tych psów przyczyniły się doniesienia medialne o tragediach, w których bohaterem był amstaff. Świeżo upieczeni właściciele piesków, gdy tylko zobaczyli w telewizji ofiary pogryzień, szybko postanowili pozbyć się z domu potencjalnego problemu. Niektórzy robili to okrutnie. Kierownik azylu mówi, że jednego psa przywiązano do drzewa pod schroniskiem. Innego wyrzucono na ulicę daleko od domu. Jeszcze inne przyprowadzono do schroniska tłumacząc uczuleniem dziecka na sierść albo wyjazdem zagranicę. Bywały też sytuacje ekstremalne. - Otrzymaliśmy wezwanie od policji, że musimy natychmiast przyjechać do agresywnego amstafa terroryzujacego rodzinę - opowiada Jaworski. - Wyglądało to tak - matka z córką zabarykadowały się w jednym pokoju, ojciec w drugim, a pies szalał po klatce schodowej. Policja zabezpieczała, aby nikt na tę klatkę nie wszedł. Musieliśmy użyć środka usypiającego aby przewieźć go do schroniska - wspomina. Niestety, taka liczba amstaffów w schronisku to problem. Przepisy mówią, że psy tej rasy nie mogą przebywać w kojcach z innymi psami, bo mogą stanowić dla nich zagrożenie. Trafiają więc do boksów indywidualnych, a te mniej agresywne wędruja do zbiorowych klatek. - Tam mamy więc zatłoczenie - ubolewa kierownik. Ponieważ to bardzo specyficzny pies, nie każdy może go z azylu wziąć do domu. Wcześniej robimy wywiad środowiskowy, sprawdzamy czy wszyscy członkowie rodziny są na takiego psa przygotowani, sprawdzamy, czy będą mieli czas, aby trenować z nim 1,5-2 godziny dziennie - wymieniają pracownicy. Każdy amstaff w schronisku jest wysterylizowany. Niestety, zła sława tej rasy sprawiła, że nie ma na nie chętnych. - Lubię psy, ale tej rasie nie ufam - mówi Anna Piątkiewicz, spacerująca nad Wisłą z wyżłem.