Chłopiec zmarł w szpitalu mimo reanimacji. Razem ze swoją koleżanką zjeżdżał on z góry na "jabłuszku". Rozpędzeni wjechali w drzewo. Reporter RMF wybrał się po wypadku na Gubałówkę i - jak mówi - jest przerażony tym, co tam zobaczył. W miejscu, w którym doszło do tragicznego wypadku, zastał grupę dzieci, która także zjeżdżała na "jabłuszkach" do lasu. Opiekunowie, mimo że wiedzieli o wypadku, pozwolili dzieciom na dalszą zabawę. Na stoku reporter RMF spotkał także ratownika TOPR, który widział szalejących po zamkniętej trasie snowboardzistów. Jak powiedział, zwrócono młodzieży uwagę na niebezpieczeństwo. - Jeździmy na własną odpowiedzialność - usłyszał. Policja i straż pożarna apelują, by podczas trwających właśnie ferii zwracać szczególną uwagę na dzieci. Wczoraj także doszło do tragedii - zmarł chłopiec, pod którym załamał się lód na Jeziorku Gocławskim w Warszawie. Służby ratownicze przypominają, że dzieci nie powinny ślizgać się w miejscach niesprawdzonych, na głębokich jeziorach, stawach czy żwirowniach (zalanych wodą), a grubość lodu powinna wynosić przynajmniej 30 cm.