- Ofiarami byli Polacy. Ich rodziny kontaktowały się już z nami - powiedział naczelnik. Samolot, który uległ wypadkowi, to niewielka dwusilnikowa awionetka firmy Piper. Siodłak powiedział, że do wypadku doszło w niedostępnym rejonie Babiej Góry, tzw. żlebie Poszukiwaczy Skarbów. Aby tam dotrzeć, trzeba samochodami terenowymi dojechać w okolice schroniska na Markowych Szczawinach, a później iść pieszo. Goprowcy na miejsce doprowadzili policjantów i prokuratorów. W drodze są także przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Dopiero po oględzinach miejsca katastrofy będzie można zwieźć ciała ofiar do doliny. Do tragedii doszło przed południem. Jak powiedział Siodłak ratownicy otrzymali sygnał z Urzędu Lotnictwa Cywilnego, że z radaru zniknęła awionetka. - Wskazywali teren od góry Żar po Babią Górę. To ogromny obszar. Zrobiliśmy wywiad lokalny i ustaliliśmy, że do tragedii doszło na północnym stoku Babiej Góry, w pobliżu szlaku Perć Akademicka. Tylko goprowcy byli w stanie tam dotrzeć. Na miejscu znaleźli rozbity samolot i trzy zwęglone ciała - relacjonował. Małopolska policja podała, że okoliczności wypadku nie są znane. Nie można wykluczyć, że do katastrofy przyczyniły się złe warunki pogodowe.