Lekarze przed południem zamknęli klatkę piersiową dziecka. Kolejnym krokiem było zaprzestanie podawania leków, które utrzymują malucha w śpiączce. Prof. Skalski powiedział, że serce, nerki i wątroba chłopca pracują prawidłowo. Największą niewiadomą jest mózg. Jeśli nie ucierpiał - dwulatek po przebudzeniu powinien zacząć samodzielnie oddychać i reagować na dotyk. - Mamy kilka takich drobiazgów i obserwacji w badaniach laboratoryjnych, które pozwalają nam w tej chwili mieć odrobinę optymizmu. Ale to jest odrobina optymizmu. To nie jest pełen optymizm - do tego jeszcze bardzo daleko - podkreślił Skalski. Zastrzegł, że pozytywne wyniki tomografii komputerowej jeszcze o niczym nie przesądzają. - Miewaliśmy takie sytuacje, że tomografia komputerowa była bez zmian, a tym czasem dziecko wychodziło ciężko uszkodzone. Bywają sytuacje, które wymykają się nam spod kontroli nawet bardzo szczegółowych badań dodatkowych. Czasem się to wymyka spod kontroli - tłumaczył. - Stan mózgowia to jest niewiadoma. Proszę wybaczyć, ale w tym wypadku nie wolno nam się wypowiadać. Proszę wczuć się w sytuację rodziców, którzy w tej chwili są zrozpaczeni, którzy mają ogromny problem. Wszyscy rozpaczają, cała wioska i sąsiedzi. Jeżeli my powiemy, że wszystko jest w porządku, a okaże się, że doszło do uszkodzenia to jak my będziemy wtedy mogli im spojrzeć w oczy? - pytał. Skalski zauważył, że gdyby dwulatek wyszedł z całej historii bez szwanku to można by mówić o cudzie. - Nawet, jeśli wszystkie badania są pomyślne, to jest jeszcze ten ulotny czynnik indywidualnego zachowania się organizmu tego właśnie dziecka. Mam nadzieje, że ono się wybudzi, ale jak się wybudzi czy będzie jakiś defekt to naprawdę nie wiemy i proszę od nas tego nie wymagać - stwierdził. Skalski podziękował wszystkim, którzy od pierwszych chwil brali udział w akcji ratowania wyziębionego chłopca. - Wysiłek zespołu tego szpitala, pielęgniarek, perfuzjonistów, którzy przyjechali... Po prostu w tym dniu była mobilizacja całego zespołu i było to zorganizowane bardzo sprawnie. Był wysiłek ogromny całego zespołu, żeby takiego pacjenta sprawnie i szybko ratować. Musze powiedzieć z dumą, że od momentu wjazdu dziecka na blok operacyjny do momentu podłączenia wspomagania krążenia w układzie ECMO (płucoserca) upłynęło, zaledwie pięć minut. To jest rekord. To jest absolutny rekord, jeśli chodzi o czas podłączenia. To świadczy o sprawności zespołu. I oby tak zawsze było - wyliczał. Maciej Grzyb Czytaj więcej na RMF24