To samo stało się z kilkudziesięcioma innymi budynkami. Dziś śladów tamtych zniszczeń jest już mało. Można się jedynie ich domyślać po poziomych pasach na tynkach oraz... nowych oknach i drzwiach. W miarę zbliżania się wiosennych opadów i rocznicy niespotykanego w historii wylania Raby rośnie jednak niepokój wśród mieszkańców wsi przekonanych o tym, że do ich tragedii przyczyniły się błędy w funkcjonowaniu zapory w Dobczycach. Dlatego napisali prośbę o ponowne zbadanie tego, co się tam działo od 15 do 17 maja 2010 r. - "Pismo z podpisami 60 osób poszkodowanych w powodzi zostało wysłane do wielu instytucji odpowiadających za gospodarkę wodną, a także do premiera" - informuje sołtys Cikowic Krystyna Pałkowska. Powódź mogła ich nie dotknąć? Poszkodowani twierdzą, że przy logicznym postępowaniu administratora zbiornika powódź mogła ich nie dotknąć, dlatego domagają się m.in.: - Określania "przepływu nieszkodliwego" dla przepływu w dolnym biegu rzeki, np. dla wodowskazu w Proszówkach. (Zrzut wody na zaporze musiałby wówczas uwzględniać poziom Stradomki i Krzyworzeki); - Wprowadzenia zapisu nakazującego zwiększenie rezerwy powodziowej przed spodziewanymi opadami wielkoskalowymi, w sposób umożliwiający przyjęcie dopływu równego wielkości prognozowanych opadów w zlewni zbiornika, bez uszczuplania rezerwy powodziowej; - Opracowanie skutecznego sposobu powiadamiania i sprawdzania skuteczności powiadamiania, poprzez otrzymanie informacji zwrotnej od mieszkańców; - Udostępnienie danych o stanie wód w głównych rzekach regionu i na zbiorniku dobczyckim w sposób ciągły w Internecie. Nie zależy im na karach, chcą być bezpieczni Mieszkańcom Cikowic nie zależy na ukaraniu ewentualnych winnych tego, co stało się z ich dobytkiem. Zrobią jednak wszystko, by ich domy były teraz bezpieczne. Zwracają uwagę, że zawiadomiono ich o możliwości zalania dopiero wówczas, gdy woda wdzierała się na podwórka, a jej gwałtowny przybór wynikał nie tylko z opadów atmosferycznych. Józefa Kmiecik dokładnie pamięta, że w ciągu pół godziny poziom wody w jej domu podniósł się o półtora metra. Dlatego pytają też o to, dlaczego przed umorzeniem postępowania po zawiadomieniu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, złożonego przez wójta gminy Bochnia, nie zostali przesłuchani mieszkańcy, w szczególności podpisani pod wnioskiem o uznanie za stronę pokrzywdzoną. Zastanawiają się też, dlaczego nikt z podpisanych pod wnioskiem, nie został poinformowany o zakończeniu postępowania. Domagając się wyjaśnienia wszystkich okoliczności zwrócili się we własnym imieniu do prokuratury powiadamiając o możliwości popełnienia przestępstwa przez osoby, które nie przygotowały zbiornika w Dobczycach na napływ wody w ilościach, których można było się wcześniej spodziewać. Zostali powiadomieni za późno Tym samym przyczyniły się one do powstania fali powodziowej powodującej znaczne straty materialne i zagrożenie życia oraz zdrowia dużych grup ludności. Osobne zawiadomienie dotyczy funkcjonariuszy publicznych, którzy nie dopełnili obowiązku i ostrzegli ludność Cikowic (a także innych miejscowości) "z kilkugodzinnym opóźnieniem, na kilkadziesiąt minut przed wystąpieniem faktycznego zagrożenia, co spowodowało zagrożenie życia i zdrowia dużych grup ludności oraz niemożność ograniczenia strat materialnych w mieniu mieszkańców, a co za tym idzie spowodowało zwiększenie strat materialnych w znacznej wysokości". Pismom towarzyszą załączniki z dużą ilością danych i fachowych wyliczeń. Wynika z nich, m.in., że wysoki poziom wody w Stradomce powodujący przepływ powyżej 300 m sześciennych na sekundę i analogiczny nieco niższy przepływ w Krzyworzece trwały w ujściu tych rzek do Raby kilka, kilkanaście godzin powodując istotną falę wezbraniową. Dodatkowy dopływ 300 merów sześciennych na sekundę ze zbiornika w Dobczycach spowodował podniesienie fali wezbraniowej i powódź. - "Brak przepływu przez Rabę wywołanego zrzutem wody z Dobczyc obniżyłby falę powodziową o 2,5 - 3,5 m, co w znamienity sposób zredukowałoby szkody wyrządzone przez wodę we wsiach powiatu bocheńskiego - w gospodarstwach domowych o ponad 90 proc. Zagrożenia można było uniknąć? Zdecydowana większość domów i budynków gospodarczych nie zostałaby w sposób bezpośredni dotknięta powodzią. Fakt taki mógłby zaistnieć gdyby, reagując na wcześniejsze ostrzeżenia meteorologiczne, które znane były już 13 maja 2010 r., zwiększono rezerwę powodziową na zbiorniku Dobczyce do poziomu wynikającego z obliczeń symulacyjnych dopływu wody do Dobczyc. Nie istniała żadna przeszkoda faktyczna (poza być może formalną), aby w okresie poprzedzającym falę wezbraniową tj. od 13 maja - do godzin porannych 16 maja zadysponować odpływ na poziomie 200 - 300 metrów sześciennych na sekundę, zwiększając w ten sposób istotnie rezerwę powodziową" - napisano. Rezerwa ta pozwoliłaby zaś na zmniejszenie zrzutu do poziomu minimalnego w czasie nakładania się przepływu z Dobczyc na falę kulminacyjną na Stradomce i Krzyworzece. Konkluzja jest zatem następująca: "Zapora mogła stanowić w maju 2010 skuteczne zabezpieczenie niwelujące prawie całkowicie skutki gwałtownych wezbrań, położonych poniżej zapory dopływów Raby. Dlaczego tak się nie stało - wymaga to wyjaśnienia." Przemysław Konieczny bochnia@dziennik.krakow.pl Inwestor od szkieletora nie musi płacić wielkiej kary Zbocze schodzi na drogę Startują prace na rynku