- Prokuratura Rejonowa dla Krakowa Śródmieścia-Zachód skierowała w tej sprawie akt oskarżenia do sądu - powiedziała w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska. Prokuratura oskarżyła Jolantę O., że pozostawiając w˙otwartym pomieszczeniu restauracji bez należytego nadzoru i˙bez założonych kagańców, dwa psy rasy Amstaff, naraziła dziewczynkę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Sprawa dotyczy wypadku, do jakiego doszło w Krakowie na początku sierpnia 2009 roku. Włoska rodzina odwiedziła restaurację przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. Pięcioletnia dziewczynka wraz z dwójką innych dzieci poszła do toalety. Wtedy z zaplecza wyszły dwa amstaffy, należące do właścicielki lokalu. Jeden z˙psów zaatakował małą Włoszkę, powodując u˙niej rany kąsane i˙szarpane głównie twarzy i˙głowy. Obrażenia te - jak stwierdza prokuratura na podstawie opinii biegłych - stanowią ciężki i˙trwały uszczerbek na jej zdrowiu w˙postaci zeszpecenia twarzy. W śledztwie Jolanta O. przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu. Powiedziała, że poczuwa się do odpowiedzialności za działanie psów i˙chciałaby wynagrodzić powstałe u˙dziecka szkody. Kobiecie grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Po wypadku dziewczynka z obrażeniami głowy, policzka i nosa została przewieziona do szpitala. Założono jej tam kilkadziesiąt szwów, na dalsze leczenie wróciła z rodzicami do Włoch. Pies trafił do schroniska na obserwację. W toku śledztwa prokuratura uzyskała m.in. opinie biegłych z zakresu kynologii i weterynarii. Wynika z nich, że psy tej rasy powinny być specjalnie szkolone i prowadzone, szkolone jednak nie były. Trzy dni po wypadku krakowski Sanepid przeprowadził kontrolę w restauracji, inspektorzy nie stwierdzili jednak podstaw do zamknięcia lokalu. Jak informował wówczas Stanisław Pawlus z małopolskiego sanepidu, przeprowadzona kontrola powiatowego inspektora sanitarnego wykazała jedynie drobne uchybienia techniczne w obiekcie. Nakazano ich usunięcie i nałożono 300-złotowy mandat. Kontrolę udało się przeprowadzić dopiero po trzech dniach od wypadku, bo bezpośrednio po nim właścicielka zamknęła restaurację. - Inspektorzy zastali wysprzątany obiekt, bezpieczny dla klientów. Nie było więc podstaw do jego zamknięcia, które jest możliwe tylko wtedy, gdy lokal stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi - wyjaśnił Pawlus. Zbulwersowała cię ta sprawa? Podyskutuj o tym na forum Pies dotkliwie pogryzł dziecko Amstaff zaatakował, bo bronił terytorium Rejestracja psów ras agresywnych to fikcja Amstaff pogryzł dziecko: Restauracja nadal otwarta Pies rzucił się na 10-miesięczną dziewczynkę Groźny finał zabawy Agresywny pies pogryzł cztery osoby