Konieczność ograniczenia liczby artystów na Krupówkach tłumaczy względami bezpieczeństwa wiceburmistrz Zakopanego Wojciech Solik. Jak twierdzi, nie może pozwolić na to, by swoją obecnością utrudniali ruch na deptaku. Liczba miejsc dla nich przeznaczonych jest ograniczona, a chętnych jest od 50 do 70 osób. Urzędnicy stwierdzili więc, że jeśli będzie 5 stanowisk dla malarzy i 5 dla karykaturzystów, to powinno satysfakcjonować wszystkich. Powstaje pytanie, dlaczego właśnie tyle? Tego jednak nie wiadomo, podobnie jak trudno zrozumieć, dlaczego na Krupówkach mogą pozostać tylko malarze i karykaturzyści. - Burmistrzowie wspólnie uznali, że portreciści, pejzażyści i karykaturzyści, jeszcze wpisują się w przedwojenną tradycję Krupówek, w przeciwieństwie do innych artystów. Widocznie miasto nie chce sztuki na tym deptaku - mówi mim występujący na Krupówkach. Wolą ogródki piwne - dodaje. Niejasne kryteria W rezultacie zezwolenia na zajęcie kawałka Krupówek dostaną tylko wybrani. Burmistrz mówi jedynie, że przy wydawaniu zezwoleń kieruje się opinią urzędników z wydziału kultury, argumentując, że "oni wiedzą najlepiej". Czym się jednak kierują w swoim wyborze - nie wiedzą nawet malarze, którym wolno stać na Krupówkach. - No nie wiem chyba wybierają tych, którzy maja najbardziej twórcze prace, bo chyba nie losowo, albo na chybił-trafił - mówi jeden z twórców stojących z obrazami. - Może jak w Krakowie zrobią jakąś komisję, ale słyszałem, że tam okazała się niezbyt kompetentna i kiepsko to wyszło - śmieje się jeden z "nielegalnych" mimów. Na razie żadnej komisji jednak nie ma i w Zakopanem wolną amerykankę artystów zastąpili wolną amerykanką urzędników.