Wszyscy od lat łamią prawo, ale niespecjalnie się tym przejmują. "Winne jest miasto, które sfuszerowało budowę naszej kanalizacji" - przekonuje radny PiS - informuje Polska Gazeta Krakowska. Kanalizację na osiedlu wybudowano przed 20 laty. Najpierw do Dunajca odprowadzano jedynie wody opadowe, a ścieki sanitarne miały trafiać do zbiorczego szamba. Poszczególne domy zostały do niego podłączone, tyle tylko, że szamba nikt nie opróżniał, chociaż taki jest obowiązek służb komunalnych miasta. Wkrótce mieszkańcy po cichu wzięli sprawę w swoje ręce i podłączyli się nielegalnie do ulicznej kanalizacji. Fekalia zaczęły płynąć prosto do rzeki. Ze ściekowym skandalem próbuje walczyć przewodniczący zarządu Rady Osiedla "Przetakówka" Stanisław Zelek. - Zasypuję wnioskami władze miasta i nic - żali się i pokazuje dokumenty, które wysyłał do kolejnych włodarzy Nowego Sącza. Odzewu nie było. Ludzie dalej bezkarnie trują rzekę. Radny Kaczmarczyk jest tego w pełni świadomy i mówi wprost: wiem, co się dzieje z naszymi ściekami. - Ale skoro miasto się tym nie przejmuje, to niby dlaczego ja mam się martwić? - pyta bez zażenowania. Twierdzi, że on i jego sąsiedzi ponieśli koszty, bo dawno temu zapłacili za wykonanie przyłączy kanalizacyjnych. A że szambo nie jest opróżniane - za to odpowiada tylko i wyłącznie miasto. W którego radzie Kaczmarczyk jednak zasiada. Sześć lat temu problem próbowały rozwiązać też Sądeckie Wodociągi. Ich ówczesny dyrektor Zbigniew Kowal twierdzi dziś, że niewiele mógł zrobić, bo ten odcinek kanalizacji należy do miasta. Wodociągi zobowiązały się pokryć koszty projektu kanalizacji z prawdziwego zdarzenia zaznaczając, że cenę przyłączy powinni ponieść mieszkańcy. Ci jednak oprotestowali dokumentację. - Ludzie nie zgodzili się na wejście na ich prywatny teren z tą inwestycją - tłumaczy Jan Ciesielka, ówczesny dyrektor Wydziału Architektury UM. - Zażądali nie tylko pokrycia kosztów przyłączy, ale również dożywotniego zwolnienia z opłat za ścieki. - To kompletne kuriozum - łapie się za głowę przewodniczący Zelek. Wie, że mieszkańcy nie są zainteresowani budową kanalizacji, ponieważ nie płacili dotąd ani złotówki za ścieki i czują się bezkarni. Nigdy nie dostali choćby mandatu, mimo że smród wokół dzikiego kanału ściekowego jest nie do wytrzymania. - Nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Przecież wszystkich nie ukarzemy - mówi Ryszard Wasiluk, komendant straży. A kto odpowiada za fuszerkę przy budowie kanalizacji? W Urzędzie Miasta nie wiedzą. Dokumentacja ponoć zaginęła i nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego wybudowane szambo nie było nigdy opróżniane. Nikt nie chce też powiedzieć, dlaczego władze miasta nie reagowały na nielegalne odprowadzanie ścieków i tolerowały fakt, że mieszkańcy nie mają umów na pozbywanie się zanieczyszczeń oraz dlaczego nie reagowano na interwencje przewodniczącego Rady Osiedla. Jadwiga Pach z nowosądeckiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska dopiero od naszego reportera dowiedziała się o całej sprawie. - Nie mieliśmy żadnych sygnałów na ten temat - twierdzi i obiecuje szybką interwencję. - To niebywałe, by odprowadzać ścieki wprost do Dunajca - podkreśla. Jeśli zarzuty się potwierdzą, miastu grozi odpowiedzialność finansowa sięgająca kilkunastu tysięcy złotych. Zbigniew Dmochowski, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej zapowiada, że rozwiązanie problemu ścieków jest możliwe dopiero teraz. Miasto otrzymało na ten cel dofinansowanie z UE. - Szacujemy, że koszt inwestycji to około 800 tys. zł. Jesteśmy na etapie jej przygotowania - zapewnia Dmochowski. Według niego, prace budowlane przy nowym systemie kanalizacji powinny zostać rozpoczęte pod koniec tego roku. Warto rozwiązać ten problem, bo nielegalne ścieki wpływają do Dunajca zaledwie 400 metrów od Urzędu Miasta w Nowym Sączu.