Choć ostatnio mrozy zelżały - w niedzielę pod Wawelem było kilka stopni poniżej zera - to lód na Wiśle wciąż trzyma mocno. Amatorzy lodowatych kąpieli musieli więc wykuć przerębel, by dostać się do wody, która - jak się okazało miała - temperaturę plus 2 stopni C. - Zasada kąpieli jest taka, by przebywać w wodzie tak długo ile ma ona stopni powyżej zera - jeśli pięć stopni, to pięć minut; jak dwa, to tylko dwie minuty. Takie racjonowanie czasu spędzanego w wodzie sprawia, że dodaje ona zdrowia; nie zabija,a pomaga - powiedział Dziadek Emil, najstarszy krakowski mors, który liczy sobie 73 lata. Doroczna kąpiel morsów zgromadziła kilkusetosobową widownię, która przypatrywała się ich wyczynom z Bulwarów Wiślanych i pobliskiego Mostu Grunwaldzkiego. Nad bezpieczeństwem kąpiących się czuwały policja i pogotowie ratunkowe. Według Jarosława Bednarczyka z klubu "Kaloryfer", morsem może zostać prawie każdy. - Polecam wszystkim, bo to jest świetna sprawa, ale o tym trzeba się przekonać na własnej skórze. My nie marzniemy. Woda jest zimna, ale ogólnie się tego nie odczuwa. Ubolewamy, że zimy ostatnimi laty były ciepłe, bo dużo radości jest w kąpaniu się w przeręblach - powiedział. Zakopiańczyk Karol Dąbrowski, który także jest członkiem "Kaloryfera" tłumaczy, że najprzyjemniejsza jest nie tyle sama kąpiel, co moment wyjścia z wody. - Przy wchodzeniu odczuwa się chłód. Euforia jest dopiero wtedy jak się wyjdzie, robi się miło i jest bardzo ciepło, nawet przez kilkanaście minut - dodaje 24-latek, dla którego jest to pierwszy sezon zimowych kąpiel, choć - jak przyznaje - zawsze brał zimne prysznice. Przed kąpielą w Wiśle krakowskie morsy przemaszerowały z Rynku pod Wawel z klubowymi sztandarami, aby promować zdrowy styl życia i zachęcać krakowian do zimnych kąpieli. Taki właśnie cel ma doroczna impreza nad Wisłą, bo przez resztę roku krakowskie morsy spotykają się i kąpią w zalewie na Zakrzówku. Stowarzyszenie Krakowskich Morsów "Kaloryfer" skupia 63 osoby.