Słowacy nie sprzedają biletów do swojego tatrzańskiego parku. Dla nich liczenie to jedyna szansa na zorientowanie się, gdzie turystów jest najwięcej, a gdzie wybiera ich się najmniej. W polskich Tatrach sprzedawane są bilety wstępu. Dzięki temu wiadomo, ilu turystów wchodzi na poszczególne szlaki. Takie dodatkowe liczenie ma jednak znaczenie także u nas. Wiemy, ilu turystów wchodzi na szlaki bez kupowania biletów, możemy także określi, które szlaki powinniśmy remontować w pierwszej kolejności i które na przykład poszerzać. Wiemy też jak ten ruch fluktuuje na przestrzeni roku i perspektywie lat - mówi Szymon Ziobrowski z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Dodaje, że przy okazji liczenia nie będzie dochodzić do zamykania szlaków czy ograniczania liczby wchodzących na nie turystów. Słowacy, mimo że teren ich parku jest znacznie większy od polskiego, mają łatwiejsze zadanie od pracowników TPN. Słowacką stronę odwiedza bardzo niewielu turystów. W ubiegłym roku było ich 17 tysięcy. Kilka dni po liczeniu, w długi sierpniowy weekend tylko na drogę do Morskiego Oka w polskich Tatrach weszło 13 tysięcy osób. Liczenie turystów mimo wszystko jest znacznie łatwiejsze niż na przykład liczenie kozic, które odbywa się w Tatrach dwa razy do roku. Wystarczy ustawić się przy wejściach na tatrzańskie szlaki i policzyć wszystkich przechodzących. W tym roku zajmować się tym będą wolontariusze. Poza liczeniem przeprowadzą wśród turystów ankietę na temat ochrony przyrody i obowiązujących w parku przepisów. Poprowadzą też akcje uświadamiającą, jak zachowywać się w przypadku spotkania z dzikimi zwierzętami, a w szczególności z niedźwiedziem - mówi Jak Krzeptowski zajmujący się wolontariatem w TPN. Kolejne "wielkie" liczenie turystów w polskich Tatrach zostanie przeprowadzone za dwa lata. Wtedy m.in. będzie wiadomo, jak wielu turystów wyrusza na granie i szczyty, a ilu pozostaje przy tatrzańskich schroniskach w dolinach.