To bilans strajku trwającego w tym szpitalu już siódmy tydzień - pisze "Gazeta Krakowska". - Jeszcze jakoś funkcjonujemy, ale mamy problemy nawet z kupnem leków. Kiedy uznam, że szpital nie jest już w stanie zapewnić bezpieczeństwa chorym, wystąpię z wnioskiem o zawieszenie jego działalności. To może nastąpić lada dzień. Przetrwamy tak najwyżej jeszcze dwa tygodnie - poinformował Krzysztof Kłos, dyrektor Szpitala im. Rydygiera. Braku leków dla pacjentów - jak informuje "Gazeta Krakowska" - obawia się nawet oddział onkologiczny. Wczoraj, w 43. dniu strajku lekarzy, na szpitalnych łóżkach leżało ok. 300 pacjentów. Zwykle przebywa tam ponad 600 chorych. Zamknięte są poradnie. A NFZ nie zapłaci za niewykonane świadczenia - pisze gazeta. - Na koniec kwietnia nie mieliśmy żadnych zobowiązań wymagalnych. Dziś te długi sięgają 7 milionów złotych. Każdy dzień strajku przynosi 150 tys. zł strat - informuje dyr. Kłos zapowiadając, iż kiedy uzna, że szpital nie jest już w stanie zagwarantować pacjentom bezpieczeństwa, zwróci się do wojewody małopolskiego z wnioskiem o czasowe zawieszenie działalności lub do marszałka - o likwidację Szpitala im. Rydygiera. Może to nastąpić w ciągu najbliższych dwóch tygodni: - Zamknięcie szpitala to ostateczność, wciąż wierzę, że strajk wkrótce się zakończy, choć to nie ode mnie zależy. Zagrożeni są m.in. pacjenci jedynego oddziału, który z powodu swej specyfiki nie strajkuje, czyli oddziału onkologii. Z chemioterapii korzysta tu ok. 240 chorych miesięcznie, głównie z nowotworami sutka, jelita grubego, płuca, głowy. Dodatkowo 300 - 400 osób poddawanych jest zabiegom w systemie leczenia dziennego. - Obawiam się, że może nam zabraknąć leków. Dziś przyjąłem na oddział 20 pacjentów, część z nich musi czekać na zakup chemioterapeutyków. Do tej pory jakoś się udawało, leki otrzymywaliśmy, jednak trudno dłużej tak pracować. Mimo problemów nadal przyjmujemy pacjentów na bieżąco. Nieleczona choroba nowotworowa postępuje, nie wolno zwlekać z kontynuacją terapii - powiedział nam dr Piotr Koralewski, ordynator oddziału onkologicznego w "Rydygierze". U źródeł problemów oddziału - jak informuje "Gazeta Krakowska" - nie leży jednak strajk lekarzy (choć wpływa on kondycję całego szpitala), lecz niedofinansowanie przez NFZ. Parę miesięcy temu do katalogu świadczeń Fundusz dopisał nowe terapie, drogie leki, ale w ślad za tym nie poszło zwiększenie kontraktów. - Pacjenci mają prawo do leczenia zgodnego ze standardami. Nie mogę odmówić choremu droższej terapii, jeśli jest ona zgodna ze wskazaniami, a NFZ umieścił ją w katalogu. Ale dług oddziału rośnie - wyjaśnia dr Koralewski. Dyrektor Kłos - jak pisze gazeta - już dawno wnioskował o zwiększenie kontraktu dla onkologii. Fundusz nie odmówił, lecz pieniędzy dotąd nie dał. W podobnej sytuacji są inne oddziały onkologiczne, nie tylko w Krakowie. To tylko jeden wielu z gwoździ wbijanych do trumny z napisem "publiczna służba zdrowia".