Wtedy, w czerwcu 2003 roku wyniki referendum w gminie Trzyciąż były dla wielu zaskoczeniem. Ponad 51 proc. mieszkańców opowiedziało się przeciwko wejściu Polski do Unii. Takich gmin było tylko parę w Małopolsce. Najwięcej przeciwników miała Unia we wsi Sucha, gdzie na "nie" głosowało aż 70 proc. mieszkańców. Czego obawiali się wtedy mieszkańcy gminy? Przede wszystkim niepewności. Niektórzy politycy podsycali obawy, że zaleje nas żywność z zachodu, że polska wieś w unijnych warunkach nie da sobie rady. Obawiano się skomplikowanych procedur, jakie będą musieli spełnić rolnicy. - Myślę, że mieszkańcy naszej gminy potrafili się odnaleźć w unijnej rzeczywistości. Na pewno pozytywnym skutkiem akcesji było otwarcie się europejskich rynków pracy i co za tym idzie spadek bezrobocia. Obawy, że zaleje nas zachodnia żywność się nie potwierdziły. Jedyne co zalewa nasze rynki to tanie produkty z Chin. Ale one pewnie i tak trafiałyby na rynek, niezależnie czy bylibyśmy w Unii, czy nie - uważa Roman Żelazny, wójt Trzyciąża. Wejście do Unii oznaczało napływ sporej gotówki dla samorządów. Kiedy w ub. roku podsumowano, ile która gmina dostała z unijnych dotacji, okazało się, że Trzyciąż był najlepszy w powiecie i znalazł się na 75 miejscu na 182 gminy Małopolski. - Rzeczywiście udało nam się pozyskać przez te lata spore środki unijne. Jednak nadzieje, że napłynie do nas rzeka pieniędzy na drogi, czy kanalizację nie do końca się spełniły. Nie jest prawdą, że gminy nie potrafią pisać dobrych wniosków unijnych. Dofinansowanie dostaje co dziesiąty złożony wniosek, choć pozostałe też spełniają wszystkie wymogi formalne. Unijnych pieniędzy jest po prostu za mało - podkreśla wójt Roman Żelazny. SYP