Pani Grażyna i jej siostra wybrały się do Carrefoura po grę komputerową dla siostrzenicy. W przechowalni zostawiły zakupy. Przy kasie, kiedy klientka sięgała po portfel, wyjęła z torebki pustą butelkę po napoju. - Natychmiast pojawiła się ochrona. Zabrano mnie i siostrę do kantorka, w którym przetrzymywano mnie półtorej godziny. W międzyczasie siostra pojechała po paragon na stację benzynową oddaloną o kilkanaście kilometrów od Nowego Sącza, bo kupiłam ten sok w Brzeznej. Półtorej godziny później pozwolili mi odejść. Bez słowa wyjaśnienia czy przeprosin. Jestem oburzona traktowaniem i czuję się publicznie upokorzona. Choć niczego nie ukradłam, czułam się jak złodziejka, bo tak mnie potraktowano - skarży się pani Grażyna. Dyrekcja Carrefour, w odpowiedzi na skargę, zapytała o zajście pracowników ochrony pełniących dyżur w niedzielę w sklepie w Galerii Sandecja. Kasjerka, widząc jak klientka wyjmuje butelkę po soku, chciała wyjaśnić brak oklejenia napoju (naklejka naklejana przez pracownika ochrony oznacza, iż towar należy do klienta i został przez niego wniesiony na sklep) i wezwała pracownika ochrony, który "aby uniknąć nieprzyjemności dla klientki, starał się spokojnie wyjaśnić zaistniałą sytuację przy kasie. Z uwagi na to, że zachowanie klientki było agresywne (używała epitetów pod kątem pracowników ochrony), została ona poproszona o udanie się do pokoju ochrony, aby uniknąć zamieszania przy kasach. Klientka początkowo chciała zapłacić za sok, później jednak stwierdziła, że kupiła go na stacji benzynowej w Brzesku oraz że jej siostra może udać się po paragon. Całe zdarzenie miało miejsce w godzinach popołudniowych, dlatego proponowane wyjaśnienie sprawy ze strony klientki było niemożliwe do zaakceptowania" - czytamy w wyjaśnieniu. Doszło do nieporozumienia na temat miejsca zakupu soku, klientka nie kupiła go w Brzesku - jak podaje Carrefour, lecz jak twierdzi pani Grażyna w Brzeznej. Rzecznik prasowy Carrefour zapewnia, że klientka przebywała w kantorku ochrony od g. 18.04 do g. 18.11 i została wpuszczona bez konsekwencji. I, że to ona, nie ochrona, zachowywała się nieuprzejmie, wręcz agresywnie, czego dowieść ma nagranie z monitoringu. Na pytanie, dlaczego ochrona nie wezwała policji, uzyskaliśmy odpowiedź, że to dlatego, iż klientka została poproszona o wyjaśnienie sprawy, a nie była oskarżana o kradzież lub przywłaszczenie. Tym razem skończyło się na nerwach. Sytuacja była tak samo nieprzyjemna dla klientki, jak i dla ochrony, która działa w interesie zatrudniającej ją firmy. - Nikt nie chciałby być tak potraktowany. Przecież w prawie każdej torebce ochrona znajdzie tik-taki czy opakowanie gum do żucia. A przecież nikt nie nosi paragonu na dowód, że kupił je w innym sklepie. Po tym zdarzeniu uświadomiłam sobie, że wiele razy mogłam się znaleźć w takiej sytuacji, bo prawie nigdy nie biorę paragonu przy kasie - mówi pani Grażyna. Wniosek? Lepiej nie wnosić zakupów z innych sklepów do supermarketu. Można zostawić je w przechowalni lub poprosić o oznakowanie ich przez ochronę specjalną naklejką. MONK