Biura podróży już teraz ogłaszają, że ceny wycieczek pójdą w górę nawet do 20 proc. Mało tego: podwyżki odczują nawet ci, którzy już wcześniej zarezerwowali i wykupili wczasy - bez różnicy, krajowe czy zagraniczne. Bo część biur podróży domaga się dodatkowych dopłat do wcześniej wykupionych wycieczek. Do wyjazdu czteroosobowej rodziny trzeba będzie dopłacić nawet tysiąc złotych. Ale tak musiało się stać. Seria podwyżek cen energii, paliwa, produktów spożywczych, a także płac pracowników musiała się odbić również na cenach wyjazdów wakacyjnych. Najwięcej złego narobiła rekordowa cena ropy naftowej, która dobiła już do 120 dol. za baryłkę (159 l). Biura podróży i linie lotnicze podnoszą tzw. dopłatę paliwową. Do cen katalogowych wycieczek dopłacimy zatem od 60 do nawet 240 zł od osoby. Przed podwyżkami nie uchroni nas nawet mocny jak nigdy dotąd złoty. Najbardziej podrożeją wczasy lotnicze. I tak na przykład cena tygodniowej wycieczki do egipskiej Hurghady poszła w górę z 1,5 tys. do 1,7 tys. zł. Droższe będą także wczasy krajowe. 40-litrowy bak oleju napędowego, który wystarczy na przejazd z Warszawy na Hel i z powrotem, przed rokiem kosztował 146 zł. Teraz to wydatek rzędu 170 zł. W wakacje będzie jeszcze drożej, bo eksperci przewidują, że cena ropy może wkrótce osiągnąć 150 dol. za baryłkę. O 10-15 proc. więcej zapłacimy też za obiad w restauracji i za miejsce w hotelu. Marne pocieszenie, że dzięki mocnemu złotemu stać nas będzie na większe zakupy za granicą. O ile wcześniej nie wydamy wszystkich złotówek na dopłaty do wczasów. Więcej w dzienniku "Polska"