- W Tatrach TOPR odnotował ponad 150 interwencji, w tym około 60, podczas których użyty był śmigłowiec lub w działania zaangażowana była duża grupa ratowników - powiedział ratownik TOPR Jakub Hornowski. Powody wezwań TOPR lub GOPR we wszystkich polskich pasmach górskich były podobne. Według Doroty Florczak, z bieszczadzkiej grupy GOPR u poszkodowanych turystów dominowały urazy kończyn, kręgosłupa, głowy, wyczerpanie, odwodnienie, omdlenie, czy otarcia pięt i kostek. Turyści bagatelizują Beskidy Niejednokrotnie ratownicy górscy korzystali z pomocy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, np. w Bieszczadach były 22 akcje z użyciem śmigłowca, a w Beskidach kilkanaście. Najmłodszą tegoroczną ofiarę górskich wędrówek, 3-letnią dziewczynkę, która przewróciła się i poważnie uderzyła w głowę, 20 sierpnia ratownicy przetransportowali śmigłowcem z Przełęczy Brona w masywie Babiej Góry do szpitala. - Turyści bagatelizują Beskidy. Często wydaje się im, że to doskonałe miejsce na spacer; wychodzą jak do parku. Wędrówka bywa jednak wyczerpująca, a warunki potrafią się zmieniać jak w kalejdoskopie. Gdy do tego dochodzą dolegliwości ze zdrowiem, to często się kończy interwencją GOPR - powiedział naczelnik beskidzkiej grupy GOPR Jerzy Siodłak. Najtragiczniejszy wypadek w Pieninach Zdaniem ratowników górskich, w tym roku było nieco mniej wypadków z udziałem paralotniarzy, choć w tych, które się wydarzyły, goprowcy w czasie akcji musieli się wykazać nie byle jakimi umiejętnościami wspinania się po drzewach. Ratownicy wałbrzysko-kłodzkiej grupy GOPR na początku sierpnia ratowali paralotniarza, który utknął na drzewie ponad 20 metrów nad ziemią. - Mężczyzna zaplątał się w linki, był poobijany - powiedział ratownik tej grupy Tomasz Walusia. Najbardziej tragiczny wypadek podczas tegorocznych wakacji w górach wydarzył się w lipcu w Pieninach. Na grani między Durbaszką a Palenicą niedaleko Szczawnicy ratownicy podhalańskiej grupy GOPR odnaleźli ciała czterech turystów z Warszawy rażonych piorunem. Było to małżeństwo oraz ich córka z chłopakiem. W lipcu i sierpniu doszło też do trzech śmiertelnych wypadków w Tatrach oraz jednego w Bieszczadach. W Tatrach od uderzenia pioruna zginął 57-letni turysta. Dwa nagłe zgony na szlakach Podczas tegorocznych wakacyjnych wędrówek zdarzyły się dwa nagłe zgony na szlakach. W połowie lipca w rejonie Równicy w Beskidzie Śląskim turysta nagle upadł i stracił przytomność. Mimo trwającej dwie godziny reanimacji mężczyzna, który doznał rozległego zawału serca, zmarł. Drugi zgon miał miejsce w Karkonoszach. - Zostaliśmy wezwani do zmarłej osoby, którą wysoko w górach znalazł turysta - powiedział naczelnik karkonoskiej grupy GOPR Olaf Grębowicz. Zdaniem Siodłaka z beskidzkiej grupy GOPR "przyczyną większości wypadków był brak wyobraźni, brawura i brak pokory". Ratownicy tej grupy pamiętają, jak ostatnio w Beskidzie Śląskim turystka potraktowała szlak jak bieżnię. Zbiegając, upadła. W konsekwencji trafiła do szpitala z obrażeniami głowy, złamanym palcem, potłuczona. Podczas wakacji niefrasobliwość turystów doprowadziła do kilkugodzinnych poszukiwań na dużą skalę, w które zaangażowani byli ratownicy ze Słowacji oraz niepotrzebnie użyto śmigłowiec. Do centrali TOPR dotarło zgłoszenie, że ze wspinaczki na Mięguszowiecki Szczyt Wielki nie powrócił dwuosobowy zespół taterników. Z pokładu śmigłowca spenetrowano północne ściany szczytu. Poproszono ratowników słowackich, by sprawdzili rejon poszukiwań. Później w rejon poszukiwań z pokładu śmigłowca desantowali się ratownicy. W czasie trwania poszukiwań do ratowników dotarła informacja, że poszukiwani dotarli do schroniska w Morskim Oku. Nie potrafili odnaleźć drogi do schroniska Okazało się, że turyści ze słabą znajomością topografii nie potrafili odnaleźć drogi do schroniska i noc spędzili poniżej wierzchołka. Rano zeszli na stronę słowacką i dalej dotarli do Łysej Polany i stamtąd do Morskiego Oka. Na pytanie ratowników, dlaczego nie odbierali telefonów, powiedzieli, że wyczerpały im się baterie. - W takim wypadku powinni poprosić napotkanych turystów o przekazanie informacji do TOPR i zaniepokojonych rodzin, że są cali i zdrowi - zaznaczył Hornowski. GOPR swoje zadania statutowe - niesienie pomocy w górach ludziom, których zdrowie lub życie jest zagrożone, zapobieganie wypadkom w górach oraz ochrona środowiska górskiego - realizuje poprzez siedem grup regionalnych. W jego skład wchodzą grupy: beskidzka, bieszczadzka, jurajska, karkonoska, krynicka, podhalańska i wałbrzysko-kłodzka. GOPR zabezpiecza pasma gór polskich od Karkonoszy poprzez Jurę Krakowsko-Częstochowską do Bieszczad, o łącznej powierzchni ponad 20 tys. km kw. Zatrudnia 104 ratowników etatowych, a wspomaga ich 1 307 ratowników ochotników i 219 kandydatów na ratowników. Natomiast turystom w Tatrach pomaga TOPR. Jest to najstarsza, działająca od 1909 roku, górska organizacja ratownicza w Polsce.