Przez kilka godzin nad Wadowicami unosiły się gęste kłęby dymu. 67 strażaków od północy do godzin rannych walczyło z żywiołem. W akcji uczestniczyło 12 zastępów z całego powiatu. Udało im się zapobiec katastrofie ekologicznej. Strażacy mówią wręcz o szczęściu w nieszczęściu. Pożar wybuchł bowiem w nocy. Kiedy mieszkańcy spali, do atmosfery przedostała się największa ilość rakotwórczych substancji toksycznych. Rano było już po wszystkim, choć jeszcze wtedy trwało dogaszanie płonących gum. W trakcie kilkugodzinnej akcji użyto aż 1,3 tys. kg specjalnego środka pianotwórczego, dzięki czemu powoli ogień był tłumiony. - Pożar objął ok. 800 m kw. składowiska, na którym znajdowało się ok. tysiąca opon. Na szczęście w porę zostaliśmy wezwani i w miarę szybko udało się zapanować nad sytuacją. Użyliśmy piany, ponieważ to najlepszy sposób na tłumienie tego typu ognia. Spokojnie można przyjąć, że gdyby nie te działania to do atmosfery przedostałoby się kilka ton toksyn - mówi Jerzy Walczak, rzecznik komendy powiatowej PSP w Wadowicach. Policja i straż przypuszczają, że przyczyną pożaru było podpalenie. Składowisko starych opon było ogrodzone, teoretycznie w nocy nikt nie miał na nie wstępu. - Poza tym opona to nie zapałka. Trzeba trochę wysiłku, aby podpalić oponę - mówią strażacy. Niemniej to tylko przypuszczenia. Kryminalni prowadzą w tej sprawie śledztwo. Aż trudno zrozumieć, że komuś przyszło do głowy, aby wywołać pożar i ściągnąć takie zagrożenie na miasto. - Podpalacz powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności - mówi mieszkanka os. XX-lecia w Wadowicach, które sąsiaduje z miejscem pożaru. Na razie nikogo nie zatrzymano. Wczoraj trudno było dokładnie oszacować straty wywołane pożarem. Swoją akcję wstępnie podliczyli strażacy. A koszty są spore. Tylko środek pianotwórczy zużyty podczas akcji kosztował około 6 tys. zł. Kilka tygodni temu wadowiccy strażacy również zmagali się z podobnym pożarem. Wtedy ktoś podpalił opony nielegalnie składowane w rejonie starego wysypiska śmieci w Wadowicach. To był jednak o wiele mniejszy pożar. Na razie podpalacza nie zatrzymano. Policjanci nie wykluczają, że może to być ta sama osoba. GM