Turysta w poniedziałek wyszedł na wycieczkę ze schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej. Nie zostawił informacji o celu lub choćby kierunku wyprawy. W wtorek rano obsługa schroniska stwierdziła, że mężczyzna nie wrócił na noc. W pokoju pozostawił rzeczy. W tym samym czasie do centrali TOPR zatelefonowała matka turysty, zaniepokojona, że syn nie odbiera telefonu komórkowego. Powiedziała ratownikom, że marzeniem jej syna było zimowe przejście jednej z najtrudniejszych tatrzańskich ścieżek - Orlej Perci. Ratownicy wyruszyli na patrol śmigłowcem wzdłuż Orlej Perci. Z powietrza wypatrzyli ciało mężczyzny leżące w Świnickiej Kotlince, po północno-wschodniej stronie Świnicy. 100 metrów dalej desantowali się z pokładu maszyny i dotarli do ofiary. Lekarz stwierdził zgon mężczyzny, który nastąpił jeszcze poprzedniego dnia. - Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna uległ wypadkowi podczas podchodzenia pod Świnicką Przełęcz. Co najmniej kilkadziesiąt metrów spadł po twardym śniegu, a potem przeleciał przez skalny próg do Świnickiej Kotlinki. Mężczyzna był dobrze wyekwipowany, miał dwa czekany i raki, a mimo to stracił równowagę i nie udało mu się wyhamować upadku - powiedział Adam Marasek. Zwłoki turysty przetransportowano do Zakopanego. W Tatrach od wielu tygodni panują trudne warunki. Na szlakach leży niezbyt wysoka warstwa śniegu, pod którą zalega stary stwardniały śnieg i lód.