Koordynatorzy mieli być lekarstwem na zapaść w krakowskiej transplantologii. To zazwyczaj anestezjolodzy lub pielęgniarki, którzy dodatkowo odpowiadają za przygotowanie zmarłych do pobrania narządów. Okazało się jednak, że ich zatrudnienie nie przyniosło efektu. - Dalej nie ma dawców - mówi Irena Maliniak, koordynator transplantacyjny w Szpitalu im. Jana Pawła II. Michał Marszałek, dyrektor Biura ds. Ochrony Zdrowia Urzędu Miasta tłumaczy, że powołanie koordynatorów nie jest obowiązkowe. - Nie można ich także rozliczać z liczby zgłoszonych dawców. To sprawa zbyt delikatna - mówi dyr. Marszałek. W Krakowie zgłoszono przez cały rok tylko dwóch dawców, ostatni na wiosnę. - Narządy pobrano tylko od jednego, drugi nie został zakwalifikowany przez lekarzy do pobrania - mówi Irena Milaniak. Szacuje się, że jeden dawca może uratować życie siedmiu pacjentom, którzy czekają nie tylko na serce, ale także na wątrobę, nerki, płuca. Zapaść w krakowskiej transplantologii widoczna jest od kilku lat. Liczba przeszczepów gwałtownie spada od 1997 roku, kiedy to wykonano ich 70. Potem już było ich coraz mniej. W tym roku wykonano tylko dwa przeszczepy serca i 13 nerek. Sytuację miały zmienić szkolenia dla lekarzy organizowane przez Okręgową Izbę Lekarską. Wzięli w nich udział prawie wszyscy lekarze z oddziałów, które mogą zgłosić dawcę. W Małopolsce powołane zostało "Partnerstwo dla transplantologii", w ramach którego prowadzona jest akcja uświadamiająca dla lekarzy. Koordynatora nie ma jeszcze Szpital im. Narutowicza. - Chcemy się spotkać z dyrekcją szpitala, aby tę sprawę omówić - mówi Michał Marszałek. Prezydent miasta, wojewoda, przedstawiciele UJ Collegium Medicum podpisali we wrześniu porozumienie, że będą współdziałać na rzecz transplantologii. Mimo tych wszystkich działań sytuacja wcale się nie poprawiła - Naprawdę nie wiem co jeszcze można zrobić - mówi Piotr Przybyłowski, wojewódzki konsultant ds. transplantologii. Przyczyną braku dawców są opory lekarzy i zła organizacja służby zdrowia. - Niektóre placówki nie są odpowiednio przygotowane do zgłaszania dawców - tłumaczy Piotr Przybyłowski. Jego zdaniem lekarze boją się zgłosić dawcę, aby nie usłyszeć jak doktor Mieczysław Garlicki: "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Atmosfera zagrożenia nie przeszkadza jednak lekarzom z innych województw. Kilkudziesięciu dawców rocznie zgłaszają szpitale z województw zachodniopomorskiego, wielkopolskiego, mazowieckiego. Małopolska od lat ma najgorsze wyniki w Polsce (wraz z województwem podkarpackim) jeżeli chodzi o pobieranie narządów. W krakowskich szpitalach narządy przeszczepione są od dawców z innych województw. Tymczasem najcenniejsi to dawcy lokalni, ponieważ pomiędzy pobraniem narządu a jego wszczepieniem musi upłynąć jak najmniej czasu. W przypadku serca to maksymalnie ok. 5 godzin. Agnieszka Maj amaj@dziennik.krakow.pl