Jak wyjaśnił naczelnik podczas briefingu, system jest niezbędny, aby usunąć z korytarzy tlenek węgla i wtłoczyć tam tlen. Jest to konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa ratownikom, którzy z powodu braku miejsca nie mogą pracować w maskach tlenowych. "Podejmiemy próbę budowy systemu wentylacyjnego, sami jesteśmy ciekawi, czy uda nam się zmontować i czy to zadziała w tych trudnych warunkach" - mówił dziennikarzom Jan Krzysztof. "Przygotowujemy też inne wersje tego systemu wentylacyjnego - to jest kluczowa sprawa, nie wykluczając również innych działań, łącznie z próbą podejścia znów od drugiej strony w dalszej perspektywie, próby obniżenia poziomu wody - te rzeczy są wszystkie przygotowywane, ściągany jest sprzęt, przygotowywani ludzie" - zaznaczył ratownik. Według niego elementy prostego systemu wentylacyjnego, zasilanego ze spalinowych agregatów są już transportowane w rejon jaskini i w ciągu 4-5 godzin powinny znaleźć się na miejscu. "Ratownik ma mało przestrzeni" "Pirotechnicy zajmą się tym systemem wentylacji, będą decydować czy mogą podjąć jakieś działania pirotechniczne, w którym miejscu. Będziemy bardzo ciekawi tych informacji, jeżeli okaże się, że to zacznie działać, to będziemy to rozbudowywać" - zapowiedział szef TOPR. Podkreślił on, że kluczową sprawą jest wentylacja, aby zapewnić pełne bezpieczeństwo pracującym ratownikom i nie narazić ich na brak tlenu lub zatrucie tlenkiem węgla. "Ratownik ma mało przestrzeni, nie ma wymiany powietrza, zużywa błyskawicznie tlen, musimy usunąć niebezpieczne gazy i wtłaczać powietrze i w tym powietrzu pracować - robi się to bardzo skomplikowane i zagrożeń jest bardzo dużo" - zaznaczył Krzysztof. "Próby nawiązania kontaktu kończyły się niczym" Naczelnik zdementował doniesienia o odebraniu dźwięków od strony uwięzionych grotołazów. "Próby nawiązania kontaktu kończyły się niczym, nie ma żadnego kontaktu" - powiedział. Według niego prowadzący akcję mają pod dostatkiem ratowników i sprzętu. Wciąż napływają - mówił szef TOPR - propozycje pomocy, m.in. ze strony ratowników francuskich, posiadających doświadczenie w akcjach ratunkowych w jaskiniach. Sześciu grotołazów weszło do Jaskini Wielkiej Śnieżnej w Tatrach w czwartek. Dwóch z nich zostało odciętych przez wodę, która zalała część korytarza w tzw. Przemkowych Partiach. Ostatni kontakt głosowy ze swoimi towarzyszami mieli w sobotę około godz. 2 w nocy. Ratownicy zostali powiadomieni o kłopotach w sobotę późnym popołudniem. Czytaj także: Akcja ratunkowa. "Szanse są niezwykle małe"